„Dredd” nie jest remakiem filmu „Sędzia Dredd” z Sylvestrem Stallone'em z 1995 roku. Owszem, chodzi o tę samą postać, wymyśloną przez tych samych panów, Johna Wagnera i Carlosa Ezquerrę, o te same czasy itp., ale fabuła jest zupełnie inna. Akcja rozgrywa się w przyszłości, w mieście Mega City One, w którym porządku strzegą sędziowie osądzający przestępców w trybie natychmiastowym i natychmiastowo wymierzający sprawiedliwość. Jednym z nich jest tytułowy Dredd, który zalazł za skórę wielu gangsterom, a zwłaszcza władającej budynkiem Peach Tree Block handlarce narkotyków o pseudonimie Ma-Ma. Pewnego dnia Dredd i jego partnerka dostają wezwanie do Peach Tree Block, w którym rzekomo wybuchły zamieszki. Wchodzą do środka i szybko tego zaczynają żałować – okazało się, że wpadli w pułapkę, a wewnątrz budynku czyhają na nich hordy uzbrojonych siepaczy Ma-My…
Porównanie z „Sędzią Dreddem” wypada zdecydowanie na korzyść nowej produkcji, która jest efektowniejsza, bardziej dopracowana wizualnie (kostiumy nie przyprawiają już o ból zębów swą pstrokatością), mroczniejsza, no i o wiele lepiej zagrana (nie chodzi o to, że Karl Urban jest bardziej charyzmatyczny od Stallone’a, bo nie jest – ma po prostu lepszy materiał do zagrania, ciekawsze są też postacie drugoplanowe). W sumie porządny film akcji osadzony w scenerii science fiction, w którym trup pada gęsto, a dialogi rzadko, fabuła jest prosta, ale wciągająca. Problem w tym, że nieco wcześniej na ekranach pojawiła się skromna, zrealizowana za niewiele ponad milion dolarów indonezyjska produkcja „Raid”. Co prawda nie ma tam sędziego, a oddział policji, akcja rozgrywa się zaś współcześnie, ale… reszta jest identyczna z fabułą „Dredda”! Obie strony albo ogłaszały, że od siebie nie ściągały (terminy realizacji w zasadzie się pokrywają, były jednak jeszcze przeróbki w postprodukcji…), albo licytowały się, który scenariusz był pierwszy (ten „Dredda” był gotowy podobno już w 2008 roku), albo groziły sobie procesami, ale nie zmienia to faktu, że „Raid”, który wręcz tryska energią i jest powiewem świeżości w opatrzonych schematach kina akcji, załatwił rywala bez żadnych problemów… I pod względem kasowym („Dredd” chyba nie do końca zasłużenie przepadł w kinach), i artystycznym.
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz jest specyficzny i, łagodnie mówiąc, nie najpiękniejszy, a jego szorstkość i chropowatość wpisują się w poetykę filmu i są intencjonalne. Ostrość kuleje, bo przez większość czasu obraz jest miękkawy i lekko rozmyty. Kontrast jest dosyć płaski, co sprawia, że ciężko w źle oświetlonych zakamarkach gmachu dostrzec detale wnętrza. Kolory w takimże obrzydliwym oświetleniu (dominują jarzeniówkowe żółcienie i zielenie) także mocno wypłowiałe i nienaturalne. Dość powiedzieć, że krew bywa różowawa, a karnacja aktorów ziemista. W dodatku obraz psuje dosyć intensywne szemranie tła i już rzadziej widoczna (scena z czerwonym światłem w czasie zamykania budynku) pikselizacja. Piękne bywają tylko chwile… zażywania slo-mo, w których pojawia się niebiańska wręcz poświata i jaskrawe, nasycone kolory.
W świecie dźwięku wszystko byłoby dobrze, gdyby nie bardzo głośna, dosyć ostra muzyka, która bardzo zagłusza prawdziwe odgłosy akcji. Oczywiście, słychać wybuchy, strzały itp., ale musimy trzymać rękę na pilocie, by ściszyć w chwilach, gdy naprawdę coś się dzieje, bo balans między odgłosami akcji a muzyką jest zupełnie nieadekwatny do tego, co się dzieje. Najlepszą dźwiękowo sceną jest demolka całego piętra za pomocą potężnych karabinów maszynowych. Basowy huk wystrzałów łączy się z ciężkim odgłosem walących się ścian i dziurawieniem podłóg.
BONUSY
Oprócz zwiastunów są wywiady z twórcami i aktorami. Skandalicznie krótkie, a niechlubnym rekordem jest „aż” 40 sekund przyznanych na wypowiedź dla Leny Headey. W wywiadzie Karl Urban zachwyca się gadżetami Dredda, a takim jest karabin sterowany głosem. Inni mówią głównie o innym bohaterze filmu, którym jest niebezpieczny narkotyk slo-mo, spowalniająca pracę mózgu mieszanka heroiny i LSD, dzięki której jedna minuta wydłuża się do dwudziestu!!! Oj, przydałoby się mieć go trochę na swoje potrzeby.
Oprócz wywiadów na płycie znajdziemy materiał zakulisowy „O filmie” (4 min), w którym mowa o fenomenie Dredda jako mieszanki czarnego charakteru i bohatera. Wspomina się również o jego „wyposażeniu”, na które składa się hełm, koniecznie zakrywający twarz, designerski motocykl, broń stanowiąca z nim jedność oraz bardzo charakterystyczny uniform, mający symbolizować stan rozkładu miejsca, w którym Dredd zaprowadza twardą ręką porządek.
Jan / veroika
Premiera DVD: 24.01.2013
|