Otóż można: nakręcono prequel, czyli opowiedziano historię, która miała miejsce przed wydarzeniami z jedynki. I trzeba przyznać, że to był udany pomysł. W sumie jedyny, który wypalił…
W pierwszej części głównym przeciwnikiem bohatera granego przez Stathama był niejaki Frankenstein, kierowca ukrywający swe zmasakrowane oblicze pod żelazną maską. Teraz poznamy, kto krył się pod maską i jak zdobył sławę niepokonanego mistrza rozgrywanych w więzieniu w niedalekiej przyszłości wyścigów samochodowych, które kończą się śmiercią pokonanych.
Poza tym wszystko się powtarza: schemat opowieści jest identyczny z tym w obrazie z 2008 roku – do więzienia trafia niejaki Carl Lucas, przestępca, ale z zasadami, w sumie bohater pozytywny, musi nauczyć panujących się tutaj reguł, skompletować załogę, brać udział w wyścigach, zmierzyć się ze swym największym rywalem w finale.
Podobne samochody, podobni bohaterowie, identyczne dziewczyny i skorumpowani stróże prawa, spaliny, wybuchy i szatkowane ciała. Tylko wszystko zrobione mniejszym kosztem, bez rozmachu. W obsadzie znalazło się kilka mocnych nazwisk, ale biedaczyska wykazać się niczym nie mogą – trafili do B-klasowej produkcji nie najwyższych lotów…
ASPEKTY TECHNICZNE
Full wypas. Podrasowany obraz tnie po oczach jak brzytwa. Nie ma w nim scen źle skontrastowanych czy niedoświetlonych, miękkich albo niewyraźnych, pomimo tego że sporo dzieje się w ruchu albo w np. ciemnościach więzienia. Każdy włosek, skaleczenie czy strużka potu mają swoje miejsce w kadrze. Nie mówiąc o bliznach, tatuażach i detalach broni, w którą wyposażono samochody, co akurat najlepiej możena docenić w scenach w zwolnionym tempie. W kolorystyce dominuje miedziany i cynamonowy brąz i popielata szarość. Bez usterek.
Dźwięk nie oddaje pola, a dzieje się zarąbiście dużo. Ryk jednego samochodu to już sporo, a co dopiero tak wielu stuningowanych potworów, podrasowanych raczej bez dbałości o słuch widzów. Zgrzyt zgniatanej blachy, wściekłe rzężenie silników, pisk opon czy kanonada strzałów podbijane są mocnymi basami i dobrze rozparcelowane w kanałach (odrywające się części blachy „przelatują” przez głośniki). Na przyśnięcie też nie ma szans, głównie z racji głośnej metalowej muzy.
BONUSY
Tłumaczone, z wyjątkiem komentarza złotoustego reżysera, który jest po postu nie do zdarcia, ale faktycznie dzieli się z nami naprawdę ciekawymi (co się znów nie tak często zdarza) informacjami. W dodatku mówi zrozumiale, a to co mówi, ukazuje się w formie napisów, więc jest nieźle.
Jest to, co lubimy najbardziej, czyli sceny usunięte (5 min), które właściwie poza mocno naciąganymi koszmarami sennymi Lucasa powinny się znaleźć w filmie, wnoszą bowiem sporo informacji (moment uszkadzania samochodu Lucasa czy rozmowa z szantażującą go dziennikarką).
Ujęcia usunięte w formie montażowego patchworku można obejrzeć z wprowadzeniem reżysera lub bez. Warto zerknąć, bo niektóre kadry są naprawdę ciekawe, a wyleciały raczej z racji niedopasowania do poetyki filmu, a nie ich bylejakości.
Początek wyścigu: ewolucja wyścigu śmierci (5 min) to krótki materiał opowiadający o pomyśle na prequel „Wyścigu śmierci” sprzed kilku lat z Jasonem Stathamem.
Oszukać śmierć: wyczyny kaskaderskie w „Death Race 2” (9 min) to spojrzenie za kulisy pracy kaskaderów, opowiadających o najbardziej niebezpiecznych zdjęciach. Imponująco wygląda scena kręcenia pożaru samochodu Lucasa, w której kaskadera pokryto ognioodpornym silikonem i podpalono. Zanim powiedział stop i zgaszono na nim ogień, palił się całkiem długo. Drogi panie – szacun!
Samochody i broń w „Death Race 2” (6 min) to rodzaj CV, które przygotowano dla każdego z występujących w filmie pojazdów, stanowiących prawdziwą wizytówkę bohatera, który je prowadzi. Tak więc BMW, Buick Riviera, Pontiac, Porsche, Ford Mustang, Dogde i inne odsłaniają swe wyposażenie i wnętrze.
Jan / veroika
Premiera DVD: 24.02.2011
|