Will walczył w Iraku, został ranny, wrócił do Stanów. Po rehabilitacji oddelegowano go do oddziału, którego zadaniem jest powiadamianie rodzin o śmierci ich najbliższych poległych na froncie. Jego partnerem został doświadczony kapitan Tony Stone. Trudna to praca, reakcje powiadamianych bywają różne, można usłyszeć krzyk i szloch, ale i dostać po twarzy… Najważniejsze, co stara się wpoić Tony młodszemu koledze, to nie angażować się emocjonalnie. Will jednak zaczyna się spotykać z Olivią, młodą kobietą, której mąż zginął w Iraku.
Oren Moverman w bardzo oszczędny, niemal paradokumentalny sposób pokazuje rodzącą się przyjaźń dwójki mężczyzn, ich dramaty, wspólne popijawy i rozmowy na mniej i bardziej banalne tematy. To, co je przedziela, to wizyty w domach ofiar wojennych, krótkie, bardzo intensywne emocjonalnie, wymagające odreagowania. Każda taka wizyta to ogromny stres: ze strony ojców, matek i żon padają gorzkie słowa, na które odpowiedzieć można tylko wyświechtanymi sloganami, że poległ za ojczyznę, za demokrację, że nie cierpiał, że był dzielny… W tle tych dramatycznych wydarzeń rodzi się miłość Willa i Olivii, miłość, która zmieni sposób patrzenia na świat młodego idealisty i skomplikuje jego relacje z Tonym (doskonały, nominowany do Złotego Globu i Oscara Woody Harrelson).
„W imieniu armii” to skromny, ale świetnie skonstruowany (nominacja do Oscara również dla scenarzystów) dramat psychologiczny. Bardzo dobrze zagrany (oprócz chwalonego Harrelsona genialną rólkę stworzył Steve Buscemi w roli ojca jednego z poległych), gorzki w swej wymowie, na długo zapadający w pamięć. Warto też zapamiętać nazwisko debiutującego tym filmem Orena Movermana – widać, że zna się na swym fachu i nie zamierza iść na łatwiznę (kolejny jego projekt opowiadać będzie o aferze korupcyjnej w policji).
ASPEKTY TECHNICZNE
„W imieniu armii” jest przykładem na to, że nawet w, wydawałoby się, spokojnej ścieżce dźwiękowej obyczaju może dziać się na tyle wiele, żeby uznać ją za zaskakującą. W tle filmu, w którym dominuje spokojny gitarowy motyw, dzieje się sporo, a to ciszę przerywa coraz to głośniejsze dźwięczenie pagera oznaczające, iż żołnierze mają do wypełnienia kolejny przykry obowiązek poinformowania o śmierci najbliższych, a to dźwięk nocnej ulicy w 20. minucie filmu brzmi jak życie pszczół w ulu. W chwili zawiadamiania o śmierci Petersena intensywny szum wiatru dochodzi z lewego głośnika. W 42. minucie filmu wybija nas ze spokojnego rytmu seansu bardzo głośna muzyka (prawy kanał) dobiegająca z przejeżdżającego samochodu, który mija para bohaterów. To tylko kilka przykładów, ale faktycznie ścieżka sprawia wrażenie nagranej tuż obok naszych uszu.
Jeśli chodzi o obraz, utrzymany jest w spokojnych i bardzo naturalnych tonacjach: zieleniach, beżach, brązach i szarościach. Troszkę szumi tło i pojawia się falowanie krawędzi (garaże, okapy domów), ostrość też mogłaby być wyższych lotów, bo wprawdzie zbliżenia są OK, ale już dalsze plany tracą obrazową werwę. W sekwencjach nocnych i ciemnych drugie plany raczej nikną, inną rzeczą jest to, że zostały raczej niezbyt dobrze oświetlone.
BONUSY
Tylko zwiastuny (13).
Jan / veroika
|