Podobna zależność rysuje się w ekranizacji powieści Gabriela Garcíi Márqueza o starcu El Sabio, który na swoje 90. urodziny chce zrobić sobie niezwykły prezent – przespać się z dziewicą. By to zrobić, prosi swą starą znajomą, właścicielkę burdelu, o zorganizowanie spotkania. Ta znajduje dla niego obiecaną dziewicę, ale podaje jej środek nasenny, więc El Sabio marzący o szalonej nocy miłości musi zadowolić się… oglądaniem swej zdobyczy. Rankiem odchodzi, ale nie wiedząc o tym, staje się przedmiotem zainteresowania swej nietkniętej dziewicy. Następują kolejne noce.
I gdzie tu ów zysk, o którym wspomniałam? Otóż El Sabio, nie mogąc zgrzeszyć tak, jakby chciał, nagle odkrywa, że śpiąca dziewczyna o twarzy pomalowanej każdej nocy w coraz to inne wzory go intryguje. Intryguje go też to, co zaczyna do niej czuć. Gdy jej ciało jest bezużyteczne, otwiera się nie tylko na jej duszę, ale i dopuszcza do głosu swoje własne emocje i marzenia, które przywołuje z dalekiej przeszłości. Ot, łabędzi śpiew starca…
O tym, co dzieje się w duszy dziewczyny, jest nam mniej wiadomo. „Odrzucenie” jej przez starca owej pierwszej, najważniejszej nocy powoduje, że czuje się urażona, myśli, że El Sabio wzgardził jej nienaruszonym ciałem. Tym bardziej cieszą ją późniejsze „rytuały” ich wspólnych nocy, gdy nigdy wspólnie nie czuwając, są ze sobą na zupełnie innym poziomie. On – wykształcony, bogaty i szanowany – daje jej – na co dzień wykonującej niewdzięczną i nudną pracę szwaczki – zainteresowanie i czułość. Owa nobilitacja jest tym większa, że będąc dziennikarzem, swe uczucia do nieobecnej kochanki opisuje w gazecie, ucząc ją, jak powinna wyglądać miłość i oddanie, ale i ogłaszając to całemu światu. I choć nigdy nie mówią do siebie ani słowa, prowadzą swoisty dialog zakochanych.
„Rzecz o mych smutnych dziwkach” to również wycieczki w przeszłość leciwego bohatera, jego pierwsze erotyczne doznania, relacja z podziwiana z daleka matki czy dziwne narzeczeństwo, które nieomal przypłacił życiem, a poza tym cały katalog jego kobiet, którym zawsze płacił za rozkosz, nie potrafiąc kochać za darmo. Z ekranizacjami Márqueza tak już jest, że zostawiają duże pole interpretacji dla oglądającego, bo uczucia i emocje rozsadzające ekran są w nich tak zagmatwane i niebanalne, że trudno zmieścić je w jakichkolwiek ramach. Z tego też powodu film jest godny obejrzenia, nie mówiąc już o przyjemności oglądania takich aktorek jak Geraldine Chaplin w roli zażywnej burdelmamy Rosy czy Angeli Moliny w roli dawnej kochanki El Sabio, Casildy (ciekawostką jest fakt, że młodą Casildę gra córka Angeli, Olivia).
Film jest zmysłowy i nastrojowy, ale bynajmniej nie geriatryczny w klimacie, bo pełnym temperamentu leciwym bohaterom energii mógłby pozazdrościć niejeden młodzian. A kwestia tego, czy w ogóle Márqueza da się przenieść na ekran, pozostaje kwestią gustu.
ASPEKTY TECHNICZNE
Piękne i ciekawe zdjęcia. Piękne, bo sporo w nich rozświetlonych słońcem tropików delikatnych kolorów: ecru, kości słoniowej, kremowego, piaskowego czy mlecznej bieli, które stanowią kontrast dla dosyć głębokiej czerni. Czasem owe pastele przybierają zimniejszy odcień, trudno ocenić, czy to zamierzone czy przypadkowe. Sporo zbliżeń, w których nie umknie nam ani jeden siwy włosek z brody El Sabio czy zmarszczka na obliczu Rosy. W dalszych planach tło bywa nieco rozmyte, a i kontrast przydałby się nieco wyrazistszy, bo wprawdzie część sekwencji wygląda na filtrowaną woalem, ale część jest po prostu nieco rozmazana.
Dźwięk – i tu przykra niespodzianka – tylko w stereo, toteż odpada wrażenie towarzyszenia El Sabio w jego erotycznej przygodzie. Niemniej jednak wyraźne dialogi i piękna, klimatyczna muzyka tworzą dobrą oprawę.
BONUSY
Zwiastuny.
veroika
Premiera DVD: 18.10.2012 |