Trudno nie przyznać racji wizji reżysera, mówiącego swym filmem, że każdy nosi w sobie jakieś demony. Zazwyczaj ukrywają się one starannie pod przykrywką dobrego wychowania, manier, wykształcenia, norm społecznych itp. Ale są takie momenty, gdy wychodzą na powierzchnię. To momenty, kiedy obijamy się o kogoś lub o coś, co jest w stanie zbić naszą bezpieczną skorupę i dać przemówić temu co po ciemnej stronie. Spotyka to młodą dentystkę, Martę, która rozstała się z mężem i którą zupełnie bez przyczyny, ale wyraźnie przytłacza rzeczywistość. W Marcie zakochuje się Artur, który po odsiadce pracuje na jej osiedlu jako stróż. Korzystając z tego przywileju, odwiedza ją w domu. Kobieta pod wpływem jego wyznań oddaje mu się... i zachodzi w ciążę. Jej życie komplikuje przyjazd siostry, z którą ma nie najlepsze relacje, oraz odwiedziny Artura z matką, którzy na wieść o tym, że Marta chce oddać dziecko obcej rodzinie, postanawiają walczyć o prawo do opieki nad nim.
Pierwszy rozdział filmu „Jestem twój" jest tym, który zdecyduje, czy wytrwamy do końca czy nie. Tych, którzy początkowy dyskomfort wyrwania z bezpiecznej rzeczywistości przezwyciężą, czeka niespodzianka – podróż w inny wymiar. Film jest zrealizowany na wysokim C, jego rozedrganie, nerwowość i napięcie udzielają się widzowi i dzięki temu wsysa nas do swego wnętrza. Po jakimś czasie irracjonalne zachowania bohaterów przestają nas już szokować, a w zagęszczonej narracji czujemy się jak ryba w wodzie. Krzyk i wrzask, przemoc fizyczną, ostry seks, manipulację, kłamstwo, okrucieństwo przyjmujemy za normalny stan rzeczy. Taką wycieczkę, bynajmniej nie w krainę czarów, funduje nam reżyser. Warto dać się skusić, żeby zobaczyć, jak obłaskawić te demony (może i nam to być potrzebne).
Grzegorzek, za Judith Thompson, autorką sztuki, na podstawie której powstał film, dowodzi, że ludzie, nawet ci najbardziej rozjechani przez życie, potrafią się siebie nauczyć, że mogą wydorośleć, dojrzeć do macierzyństwa czy ojcostwa, dorosnąć do zrozumienia partnera – pomimo jego grzeszków – i do miłości, wybaczyć czyjeś winy i zaakceptować swoje słabości. Przejść od nienawiści do miłości, bo tak naprawdę tylko tego rozpaczliwie pragną, choć zaprzeczają temu całą swą wrogą postawą.
Najbardziej zdumiewający i przemyślany wątek filmu dotyczy relacji Artura i jego matki, kochającej toksycznie, nadopiekuńczej i zaborczej, obdarzającej syna własnym bagażem rozgoryczenia, niespełnienia i poczucia niższości wobec innych. Rewelacyjna jest w tej roli Dorota Kolak, z tym jej spokojnym, cichym, sączącym truciznę głosem. Reszta obsady też jej nie ustępuje, ale ta dojrzała twarz ma w sobie coś tragicznie szekspirowskiego. Przypomina się nam tegoż reżysera wampiryczna matka z „Rozmów z człowiekiem z szafy”, ale tu mamy ją w jeszcze bardziej zwielokrotnionym wydaniu. Aż nasuwa się pytanie, czy taka jest współczesna Matka Polka.
ASPEKTY TECHNICZNE
Trzymają standard. Obraz jest bardzo ostry, jedynymi scenami o miększej tonacji są te w mieszkaniu Artura, gdzie miało być ciemnawo, flejtuchowato i nieprzyjemnie. W tych scenach mamy do czynienia z podstawowymi, mocnymi, niemal kiczowato nasyconymi barwami: czerwieniami i zieleniami. Akcja rozgrywa się jednak głównie w przestronnym, jasnym i ascetyczno-eleganckim mieszkaniu Marty, w którym króluje biel, szarość, srebro, écru i beż. Podobny klimat panuje w sekwencjach w aseptycznym niemal biurze męża Marty, w którym dominuje rozbielony błękit i granaty. Zielonkawy, odpychający koloryt mają sekwencje w szpitalu i u ginekologa. Odmienna od reszty filmu, impresjonistyczna, pastelowa i rozświetlona wewnętrznie jest scena z siostrami na pikniku. Obraz ma głęboki kontrast i jest bardzo ostry, sporadycznie skutkuje to falowaniem krawędzi (rolety i kratka maski samochodu).
Dźwięk wpisuje się w poetykę filmu, momentami jest wręcz nadekspresyjny. Kiedy Jacek wali telefonem komórkowym o posadzkę łazienki, jego części uderzają w ściany, a odgłos tego odbija się konsekwentnie w tyłach. Jeśli po pokoju latają pszczoły, ich irytujące brzęczenie przenosi się płynnie z jednego kanału do drugiego. Przestrzeń dźwiękowa jest wyrazista i mocna (sceny z siostrą Marty w samochodzie na ulicy). O dziwo – bo to w produkcjach polskich bynajmniej nie standard – ścieżka dialogowa jest całkowicie zrozumiała i nie zagłusza jej tło dźwiękowe. Ciekawa ilustracja muzyczna (Gosia Andrzejewicz, Shout i Presets) z wpadającymi w ucho motywami gitarowymi.
BONUSY
Jest jeden. Ale za to takiego materiału o realizacji (szczerego i bez lukru) próżno szukać w materiałach towarzyszących filmom hollywoodzkim. Warto go obejrzeć, choćby po to, by przyjrzeć się sposobowi pracy Mariusza Grzegorzka i jego próbom z aktorami. We fragmencie, w którym tłumaczy odtwórcy roli Artura, jak ma nakarmić dziecko, opada szczęka. Grzegorzek rzuca mięchem, gorączkowo gestykuluje, kręci się, miota… dokładnie tak jak potem gra Mariusz Ostrowski. Już wiadomo, skąd się bierze ta ekspresja, impulsywność, rozgorączkowanie i gwałtowność reakcji, jakie emanują z ekranu. To przełożenie emocji, jakie buzują w reżyserze… On sam zresztą mówi o tym, że pomimo iż wybrał do współpracy ludzi sobie znanych i zaprzyjaźnionych, to praca na planie była swego rodzaju wojną, że wszystkich ponosiły nerwy i zaczęło robić się wręcz mroczno i opresyjnie. W materiale zobaczymy zresztą przykład takiej sytuacji – ostrego starcia reżysera i aktora, niemal na granicy rękoczynów. Kuriozalne jak na zawartość making of!
Nie zabrakło w nim zresztą wypowiedzi reżysera i aktorów, ale te znów są niestandardowe. Grzegorzek o swoim filmie mówi, że to próba dojrzewania do miłości, a nas ludzi definiuje jako samotne kapsuły deprechy, które zazwyczaj się ze sobą nie zderzają. „Jestem twój” to właśnie historia takiego zderzenia. Bardzo szczerze na temat swej bohaterki, Marty, wypowiada się Małgorzata Buczkowska-Szlenkier. Nie wie, czy ją lubi, bo trudno lubić tę rozpierduchę emocjonalną, która nie potrafi się wziąć w garść... Dawno żaden materiał tak mnie nie wciągnął jak ten.
veroika
Premiera DVD: 24.03.2011
CIEKAWOSTKI - WYWIAD Z REŻYSEREM "PSYCHO-THRILLER – TO JEST TO!" |