To opowieść o losach Emmy, Rosjanki, która została żoną mediolańskiego bogacza i wiedzie sielankowy żywot. Do czasu poznania przyjaciela swego syna… Ów przyjaciel, chłopak z nizin społecznych, wspaniały kucharz, sprawi, że Emma zacznie przemyśliwać o zmianie życia, dumać o tym, czy naprawdę jest szczęśliwa, o własnym zaspokojeniu seksualnym. I tym samym odsunie się od rodziny, która akurat w tym momencie bardzo jej potrzebuje – syn musi nieoczekiwanie przejąć rodzinny interes i ciąży na nim ogromna presja, zaś córka próbuje dać do zrozumienia światu, że jest lesbijką.
Dramaty najbliższych Emmy są zdecydowanie większe niż jej własne (jestem milionerką, ale mąż mnie nie podnieca tak jak kuchcik, a w ogóle to chyba przez awans społeczny straciłam część siebie, swe ideały), Guadagnino jednak skupia się wyłącznie na głównej bohaterce, pozostawiając resztę rodu w tle. W finale uderza już w łzawe, typowo melodramatyczne tony…
Szkoda tych wyborów, gdyż rzeczywiście klimat filmu – powolny, wręcz senny, ale na swój sposób hipnotyzujący – bliski jest temu z obrazów chociażby Antonioniego czy Viscontiego. Każdy detal ma znaczenie, każde ujęcie, choć jest statyczne, coś mówi o postaciach na ekranie, pozornie nic się nie dzieje, ale w bohaterach kipią emocje. Wszystko to sfotografowano ze smakiem, wręcz z wyrafinowaniem, dodano znakomicie dopasowaną oprawę muzyczną. No i wielką kreację stworzyła Tilda Swinton w roli Emmy (na potrzeby filmu aktorka nauczyła się nawet podstaw włoskiego i rosyjskiego).
Nazwisko Guadagnino – choć trudne – warto zapamiętać. Ten Sycylijczyk z Palermo z pewnością ma olbrzymi potencjał. Tym razem nie do końca był konsekwentny (końcowe sceny wyglądają trochę na kręcone pod masowego widza i kłócą się z wcześniejszą typowo artystyczną wizją kina), ale może następnym razem dorówna swym mistrzom…
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz jest dziwny, można by rzec, że ma – jak sama filmowa bohaterka – wiele twarzy. Początkowe sekwencje upływają pod znakiem włoskiej zimy – jest szaro, ponuro, a gołębia biel śniegu jest przygnębiająca. Z następnymi miesiącami nabiera kolorów, najpierw wiosennych (zieleń plantacji Antonia, czerwień sukni Emmy), a potem letnich – w scenach miłosnych na łonie natury mamy orgię kolorów (polne kwiaty). Jednak cała ta wielość barw jest raczej teoretyczna. Użyto bowiem dość mocnych filtrów, które przydały filmowi oniryczności i hipnotycznego wdzięku, ale przygasiły i rozbieliły kolory, które są słabo nasycone i mizerne, a poza tym wychodzą poza kontury, bo ostrość również jest „artystycznie” rozmyta. Kontrast bardzo kiepski. Tło i detale pierwszego planu zlewają się w jednolitą magmę.
Dźwięk w porządnym stereo, dialogi dosyć ciche w porównaniu z muzyką, która w chwilach napięcia (ucieczka Emmy z domu) bywa mocarnie ogłuszająca.
BONUSY
Brak.
Jan / veroika
premiera 24.01.2011 |