Jeśli ktoś jest pewien, że współczesny horror, zwłaszcza ten dla młodszej nieco widowni, niczym go już nie zaskoczy, po kilkunastu minutach oglądania „Domu w głębi lasu” tylko skrzywi się i westchnie „A nie mówiłem…?”. Ale jeśli nie odejdzie wówczas od telewizora, to okaże się, że bardzo, ale to bardzo się mylił…
Zaczyna się bowiem jak zwykle w takich przypadkach – oto piątka zróżnicowanych charakterologicznie, ale nieskomplikowanych bohaterów (typu luzak, osiłek, nieśmiały mądrala) wyrusza do tytułowego domku gdzieś w głębi lasu, aby w tej cichej scenerii poszaleć, popływać, popróbować grzybów (niekoniecznie maślaków). Pytają o drogę, tubylcy enigmatycznie odpowiadają i odradzają, potem padają im telefony i GPS, a w chatce znajdują dziwne przedmioty. A także pewną księgę, której otwarcie skutkuje wysypem zombi i innych nieproszonych gości. I oglądalibyśmy na luzie, może lekko znudzeni, te jatki, gdybyśmy nagle, w pewnej scenie nie zobaczyli… gości oglądających owe jatki na monitorach w jakimś dziwnym studiu i robiących zakłady, kto przeżyje! A to dopiero początek niespodzianek…
Drew Goddard w swym reżyserskim debiucie (wcześniej pisał scenariusze, między innymi „Lost – Zagubionych”, których zresztą też współprodukował) bawi się horrorowymi schematami, ze znanych elementów układając coś nowego, co może autentycznie zaskoczyć. Rzecz w tym, że trzeba „kupić” klimat tej opowieści – najbliżej chyba jej do klimatu „Martwego zła”. Gore przeplata się tutaj z czarnym i absurdalnym nieraz humorem, w pewnym momencie zaczynamy kibicować nie ofiarom, a oprawcom, a przez ekran przewijają się wilkołaki, wampiry, zombi, duchy, Obcy i wszelakie plugastwo lęgnące się w głowach scenarzystów filmów grozy… Jeśli ktoś lubi mieszankę zgrywy, cytaty z klasyki horroru i krwawe sceny, będzie mile zaskoczony, jak my sami, którzy daliśmy się wciągnąć w tę zabawę. A za parę smakowitych scenek, na czele z teatrem, nocną randką w lesie i Sigourney Weaver (dyrektor) jako wisienka na torcie, dajemy wyróżnienie! Notabene co za przyjemność dla recenzenta oglądać film, który zaczyna się najbanalniej na świecie, by zakończyć się w sposób, którego nie zdołał przewidzieć.
ASPEKTY TECHNICZNE
Tutaj bardziej horrorowo niż komediowo, bo też jest w filmie sporo okazji do bezwstydnego wykorzystania możliwości systemu DD 5.1. W tyłach pojawia się a to subtelny szept słyszany przez Marty’ego, a to – już z grubej rury – wrzaski, mruknięcia, chrzęsty, mlaskania, chłeptania, wycia, furkot skrzydeł czy zgrzyt piły. Wszelkie najobrzydliwsze odgłosy tego (i nie tylko) świata. Bas też ma oczywiście w tym wszystkim duży udział, zwłaszcza w scenie wybuchu w tunelu, katastrofy samochodowej, konfrontacji komandosów z potworzastą menażerią czy walenia się podziemnego laboratorium.
Kolory z początku filmu różne, wesołe, bardzo jasne i ładnie nasycone. Potem zaczynają monochromatycznieć w stronę nocnych szarości i ciemnych zieleni (las) czy ciepłych mahoniowych brązów (chata). Obraz przeciętnie ostry, na pewno przydałoby się podkręcenie kontrastu, by nie umykały smakowitości drugiego planu.
BONUSY
Tylko zwiastuny.
Jan / veroika
Premiera DVD: 8.10.2012
|