„Cichy dom” to remake urugwajsko-hiszpańskiego horroru o tym samym tytule (w oryginale „La casa muda”), wyreżyserowanego przez Gustavo Hernandeza. Opowiedziana w nim historia podobno – tak głoszą napisy – zdarzyła się naprawdę w roku 1940 w Urugwaju, ale jakoś nikt nie dotarł do źródeł, które takie informacje mogą potwierdzić…
Główną bohaterką jest niejaka Sarah, która przyjeżdża z ojcem i wujem wyremontować przeznaczony na sprzedaż stary dom nad jeziorem. Jak to zwykle bywa, przyjazd gości budzi drzemiące w domu złe moce: bohaterka zaczyna słyszeć dziwne odgłosy, widzi tajemnicze postacie. Ktoś lub coś atakuje jej ojca, przed oczami dziewczyny zaczynają migać traumatyczne obrazy z – prawdopodobnie – jej dzieciństwa. Czy to wszystko prawda i jakaś siła chce zabić przybyszów, czy to oznaki obłędu głównej bohaterki?
Film został nakręcony w długich ujęciach, a czas rozgrywania się historii pokrywa się z czasem trwania filmu. W ogóle strona techniczna to największa zaleta „Cichego domu”: i montaż, i zdjęcia tworzą odpowiedni klimat. Ze scenariuszem i grą męskich aktorów jest już różnie, w ostatecznym rachunku powstał jedynie przyzwoity film grozy. Na szczęście Elizabeth Olsen, grająca Sarah, z powodzeniem uniosła ciężar filmu spoczywający na jej barkach, bo też występuje w każdej scenie „Cichego domu”. I chociaż jest jak jej siostry – sławne bliźniaczki Olsen – wielkooką blondynką mającą czym oddychać, na szczęście prezentuje swym warsztatem więcej niż one i nie boi się deformowania żywą mimiką ślicznej buzi.
ASPEKTY TECHNICZNE
Film wymarzony do oglądania późną pora, po ciemku i w pojedynkę. Pomimo ciszy w tytule, ów cichy dom jest bardzo głośnym miejscem. Toczy się w nim całkiem intensywne życie wewnętrzne, objawiające się w wywołujących dreszcze odgłosach: szmerach, szeptach, chrobotach, łoskotach, krokach, szuraniach, puknięciach i skrzypnięciach. A odgłosy te zostały tak rewelacyjnie rozseparowane, że jesteśmy tymi toksycznymi, nieprzyjemnymi dźwiękami nieomal zaczadzeni. Towarzyszy im dodatkowo specyficzna, mało przyjemna fraza wygrywana od czasu do czasu na wiolonczeli, podkręcająca atmosferę grozy. Gdy jeszcze dodamy do tego ludzkie odgłosy: przyspieszony oddech bohaterki, jej szloch, płacz oraz podrywający nas na równe nogi bas niespodziewanych huknięć w ścianę i podłogę, to „Cichy dom” okazuje się pod kątem dźwięku prawdziwym mistrzostwem. Wisienką na torcie jest odgłos pracy polaroidu, który jest jedynym dźwiękiem w przejmującej ciszy i ciemności.
Obraz specyficzny. W domu, w którym okna zabite są deskami, nie ma światła, toteż postacie i wnętrza oświetlone są skąpo, punktowym światłem: miękkim świec, zimnym, mocnym przenośnych latarni i jaskrawym, ale słabszym światłem latarek. Daje to dosyć ciekawy efekt, bo twarz Sarah i jej rysy w każdym z tych źródeł światła wyglądają inaczej: są miękkie lub picassowsko pokawałkowane. Ponieważ konwencja filmu zakłada dosyć ruchliwą kamerę, zdjęcia są dosyć dynamiczne i czasem trwa dosyć długo, nim obraz się wyostrza. Kontrast zależy od źródeł światła i chwilami (krótszymi) zupełnie nie widać konturów przedmiotów, a przez dłuższe chwile są one dobrze rozpoznawalne.
BONUSY
Tylko zwiastuny.
Jan / veroika
Premiera DVD: 12.12.2012
|