PIĘKNI INACZEJ
film ciekawostki
Nazywa się ich elegancko aktorami charakterystycznymi, choć w niektórych przypadkach ten eufemizm oznacza po prostu brzydotę. Czy to pomaga im w karierze? Czasami tak, czasami nie.
Mimo że generalnie kino stawia na przystojniaków i piękności, wielu aktorom o dyskusyjnej urodzie udało się zrobić wielkie kariery. Do tych szczęśliwców należą m.in. obdarzony końskim uśmiechem Fernandel – gwiazda francuskiego kina lat 50., Jean-Paul Belmondo czy średnio przystojny Humphrey Bogart.
W większości przypadków brzydale muszą jednak zadowalać się graniem ról drugoplanowych czy epizodów, zwłaszcza że w branży filmowej uważa się, iż film z aktorem charakterystycznym w roli wiodącej nie gwarantuje sukcesu. Słowo „brzydal” nie brzmi może najlepiej, ale jak inaczej określić nietypową urodę nieżyjącego już Vincenta Schiavellego, który z powodu zespołu Marfana mierzył prawie 2 m wzrostu i miał nienaturalnie wydłużoną twarz, albo także zmarłego Marty’ego Feldmana, który wskutek nadczynności tarczycy cierpiał na silny wytrzeszcz oczu?
Nie wspominając o Ronie Perlmanie, który aby wcielić się w prawdziwą paskudę, jak np. mnich Salvatore z „Imienia róży”, nie potrzebował intensywnej charakteryzacji.
Regułą jest to, że na duży ekran większość aktorów charakterystycznych trafia dzięki wcześniejszym sukcesom teatralnym lub estradowym. Wyłuskani ze sceny, często dostają szansę zagrania roli, która – jeśli mają szczęście – otwiera im drogę do wielkiej kariery.
Gwiazda z nochalem
O takiej roli-wytrychu można mówić w przypadku Jeana-Paula Belmondo, którego twarz szpecił kartoflowaty nos i zbyt szeroki uśmiech. Mało znany aktor sceniczny i filmowy praktycznie z dnia na dzień został gwiazdą dzięki roli przestępcy w awangardowym „Do utraty tchu” Jeana-Luca Godarda. Film ten stał się prekursorem francuskiej Nowej Fali, ale w przypadku Belmonda o jego aktorskim sukcesie zaważyły także cechy osobowości. Ładnie zbudowany, wysportowany, niesłychanie czarujący, a ponadto obdarzony tym czymś, co tworzy gwiazdy, szybko stał się ulubieńcem publiczności.
W późniejszym okresie pałeczkę seksownego brzydala we francuskim kinie przejął po nim równie mało urodziwy, ale już nie tak zgrabny Gérard Depardieu, którego znakiem rozpoznawczym stał się wydatny nos, nadwaga i wiecznie przetłuszczone włosy. Depardieu reprezentuje kategorię brzydali z przeszłością. Niezbyt wykształcony syn alkoholika, kradł w młodości samochody i biżuterię, siedział za kratami, imał się różnych zajęć fizycznych, po czym zdecydował się na aktorstwo, zaczynając od sceny i drobnych rólek. Okazał się aktorem utalentowanym i nawet udało mu się zrobić karierę międzynarodową.
Niezbyt chlubna przeszłość w połączeniu z niezbyt urodnym obliczem otworzyła drogę do aktorstwa Amerykaninowi Danny’emu Trejo. Trejo ma twarz oprycha, którego lepiej nie spotkać nawet za dnia w ciemnym zaułku, a na swym koncie rozboje, pobyty w więzieniu oraz uzależnienie od narkotyków i alkoholu. Jego muskularne ciało (trenował boks) pokrywają tatuaże. Przepustką do kina okazał się właśnie boks, gdyż Trejo został zauważony przez reżysera Andrieja Konczałowskiego, gdy przygotowywał Erica Robertsa fizycznie do roli w „Uciekającym pociągu”. Konczałowski powierzył mu rolę w tym filmie i od tej pory Danny, który już dawno zerwał z przestępczym trybem życia, często gości na ekranie w obrazach akcji, wcielając się – jakżeby inaczej – w budzące grozę czarne charaktery.
Mocno nieciekawy z wyglądu Jan Himilsbach trafił na ekrany w chwili, gdy w latach 70. polskie kino przestawiało się z tematów romantycznych na pokazywanie szarej codzienności i potrzebowało zwykłego, prostego człowieka z ulicy. Ze swą zniszczoną przez alkohol i ciężką pracę (był kamieniarzem i górnikiem, siedział w więzieniu) twarzą, krępą sylwetką oraz zachrypłym głosem doskonale nadawał się do odgrywania różnego rodzaju wyrazistych plebejskich typków.
Twarze jak skarby
Wyżej wymienieni, a także wielu innych aktorów charakterystycznych, są przykładami na to, że specyficzna twarz określa charakter ról, jakie się grywa – albo jakich się nigdy nie zagra, o czym boleśnie przekonują się zwłaszcza kobiety. Whoopi Goldberg, o której pewna prezenterka radiowa powiedziała, że wygląda jak małpa, nie miała na przykład żadnej szansy na zagranie scen miłosnych, bo zdaniem producentów nie była odpowiednio sexy.
Odznaczający się wyłupiastymi oczami i złowieszczym, podkreślonym krzywymi zębami uśmiechem Steve Buscemi dostaje do zagrania przeważnie role dziwaków i neurotyków, będąc ulubieńcem reżyserów specjalizujących się w absurdzie, grotesce i makabrze, jak Quentin Tarantino i bracia Coen.
Posępna twarz Charlesa Bronsona predestynowała go do wcielania się w różnego rodzaju samotnych mścicieli (seria „Życzenie śmierci”) lub zimnokrwistych rewolwerowców i policjantów.
Woody Allen, który sam obsadza siebie w głównych rolach w swoich filmach, wyspecjalizował się w sylwetkach neurotycznych inteligentów, do których jego wymoczkowaty wygląd pasuje jak ulał.
Schiavelli był z kolei idealny w rolach ekscentrycznych dziwaków, a w pamięci widzów zapisał się zwłaszcza jako pacjent szpitala psychiatrycznego w „Locie nad kukułczym gniazdem” i duch w pamiętnym „Duchu” z Patrickiem Swayze. Aktor, który miał na swym koncie ponad 120 ról (oczywiście drugoplanowych i epizodycznych), nie narzekał na swoje oblicze, powiadając, że „moja twarz jest moim skarbem” i że charakterystyczny wygląd jest swego rodzaju kartą atutową.
Roman Kłosowski też pogodził się z faktem, tj. z nikczemną posturą, stwierdzając z kolei: – Za swój sukces uważam, że pod mój wygląd pisano teksty kabaretowe. Nie każdy może się tym pochwalić!
Panie mają gorzej
Podobnie zdroworozsądkowe podejście reprezentowała Krystyna Feldman. W jednym z wywiadów, już w podeszłym wieku, powiedziała: – Nigdy nie byłam amantką, na szczęście, bo co ja bym teraz robiła? Uniknęłam rzeczy, którą obserwowałam u wielu koleżanek – przerażenia starzeniem się, ciągłego przeglądania się w lustrze i liczenia zmarszczek. Dzięki nietypowej urodzie Feldman zagrała bogatą galerię niezwykle wyrazistych i ekscentrycznych kobiet, jakich nigdy nie dane byłoby zagrać ślicznotkom, wcieliła się także z powodzeniem w Nikifora Krynickiego („Mój Nikifor”).
Wyjątkowo mało atrakcyjna Linda Hunt (145 cm wzrostu!) męskiemu wyglądowi zawdzięcza Oscara, którego dostała za rolę fotografa Billy’ego Kwana w „Roku niebezpiecznego życia”. Linda Hunt
Sytuacja brzydkich kobiet jest jednak raczej nie do pozazdroszczenia, ponieważ im zdecydowanie trudniej przebić się w zawodzie. Znakomita aktorka Kathy Bates zabłysnęła w teatrze dwiema rolami, których potem w filmie nie pozwolono jej zagrać, powierzając je atrakcyjniejszym fizycznie koleżankom po fachu. Na szczęście zdarzyła jej się rola w „Misery”, która otwarła jej drogę na duży ekran, aczkolwiek aktorka wciąż nie jest w pełni wykorzystana przez kino.
Do listy aktorów pięknych inaczej można dopisać jeszcze wiele innych nazwisk, jak np. Joe Pesci, Willem Dafoe, Joan Cusack, Klaus Kinski, Sean Penn, Pete Postlethwaite czy… Julia Roberts, największa gwiazda pośród nich. Ale jej promienny uśmiech i niezwykły urok osobisty nie dość, że podbiły serca widzów, to jeszcze całkowicie przesłaniają kanciastą szczękę i zbyt szerokie usta.
Renata Głuszek