Jeśli ktoś nie lubi Ozona, na pewno „Żoną doskonałą” się do niego nie przekona, ale jeśli jest choć neutralny, doceni urok lekko staroświeckiej komedii, bo taką właśnie „Żona doskonała” jest. To opowiastka o tym, jak to żona pewnego fabrykanta, wytwórcy parasolek, zredukowana kompletnie przez lata do roli bibelotu (stąd francuski tytuł) i kury domowej, musi stanąć na czele fabryki, po tym jak jej pracownicy rozpoczęli w niej strajk. Okazuje się, że zarządzanie to jej żywioł i nie dość, że uspokaja buntownicze nastroje, to podnosi wydajność fabryki. Pomaga jej w tym pewien lewicujący poseł Babin, który pomógł jej wcześniej wyrwać uwięzionego w fabryce jako zakładnika męża, a z którym kiedyś miała przelotny romans. Niestety wkrótce na horyzoncie pojawia się mąż, który chce wrócić do swych obowiązków…
Na co oczywiście Suzanne nie pozwala, no i tak dalej i tak dalej. Film jest ekranizacją sztuki teatralnej, co zresztą czuje się w znakomicie rozpisanych kwestiach i pełnokrwistych sylwetkach głównych bohaterów, na których reżyser spogląda z przymrużeniem oka (scena porannego joggingu czy spowiedź Suzanne). Fabuła toczy się może nie wartko, ale i to pasuje do klimatu lat 70., w których rozgrywa się akcja filmu, trochę przez to bajkowego, trochę nierealnego, co przydaje mu klimatu oderwania od rzeczywistości. No i trochę tak jest – wszak wojujący feminizm, którego pokłosie widzimy w „Żonie doskonałej”, już dawno mamy za sobą i nikomu już nie trzeba udowadniać, że kobiety są równie dobre w zarządzaniu jak mężczyźni, o co przecież toczy boje główna bohaterka. Jednak ów wątek jest tak smacznie opakowany, że nie irytuje. Film, który przemyca sprytnie parę ciekawych myśli, ogląda się po prostu z niekłamaną przyjemnością. Dodatkowych przyjemności dostarcza obsada, a Catherine Deneuve jako skrywająca sporo tajemnic i talentów Suzanne, przepoczwarzająca się z nudnawej pani w domu w wulkan energii, jest znakomita.
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz jest – by tak rzec – burżujsko wystawny. Ma w sobie wszystkie kolory tęczy, choć nie są one jakoś rażąco intensywne. Pięknie wyglądają czerwienie i fiolety, ale w filmie dominują głównie słoneczne pastele: beże, żółcie, oranże. Kolory skóry naturalne. Czasem kadry mają poświatę (reminiscencje). Obraz jest mocno zmiękczony i nie ma idealnego kontrastu. Ale tak się składa, że akurat te cechy przemawiają na jego korzyść, czyniąc go bardziej „z epoki”. Natomiast kiepsko i nienaturalnie wypada ruch, chwilami lekko poklatkowy.
BONUSY
Nic.
veroika
Premiera DVD: 7.10.2011
CIEKAWOSTKI – CUDOCYTAT |