Marni była w college’u gnębiona niemiłosiernie przez niejaką JJ, liderkę grupy czirliderek. Po kilku latach od ukończenia szkoły Marni wraca w rodzinne strony na ślub brata. Ku jej rozpaczy okazuje się, że jego wybranką jest… JJ, zwana teraz Joanną, którą w okolicy wszyscy znają i kochają. Dziewczyna postanawia wyjawić prawdę o charakterze dawnej prześladowczyni i nie dopuścić do ślubu.
Padają w tym filmie pytania typu: Czy nie wyciągamy o kimś pochopnych wniosków, krzywdząc go w ten sposób? Czy ludzie, nawet najgorsi, nie mogą się zmienić? Ale nie o rozważania nad ludzkimi słabościami chodziło twórcom, lecz o nakręcenie porządnej, klasycznej komedii romantycznej, której główną atrakcją jest starcie mocnych kobiet kina, czyli Jamie Lee Curtis i Sigourney Weaver. I generalnie ta misja się powiodła, scenariusz jest poprawny, aktorstwo również (choć żywiołowa Kristen Bell miała więcej okazji do wykazania się niż obie wyżej wymienione damy), do tego dodano kilka wpadających w ucho piosenek. Ot, miła rozrywka na wieczór, z odrobiną slapsticku, kilkoma niezłymi dialogami i kilkoma banalnymi, zwłaszcza w nazbyt moralizatorskiej końcówce. A przy okazji, to, co odnotowaliśmy zupełnie mimochodem, to obserwacja, że młody wiek nie czyni kobiety seksowniejszej, bo czyż starszawa, ale pewna siebie Weaver nie jest bardziej elektryzująca niż bladawa, acz młoda Bell? Doprawdy seksapil chodzi... własnymi drogami.
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz, jak przystało na rasową komedię, kolorowo optymistyczny. Nasycone czerwienie, głębokie błękity i złote żółcie sukienek stanowią na tle delikatnych pasteli miłe dla oka akcenty. Czerń głęboka, kolor skóry naturalny. Ostrość porządna, właściwie nie zdarzają się w ogóle jakiekolwiek zmiękczenia obrazu, a żaden detal tła, nawet w niezbyt dobrze oświetlonych ujęciach, dla wzroku nie stanowi problemu.
Dźwięk równie poprawny, choć w tyłach z racji poetyki filmu dochodzą głównie dźwięki piosenek z nieśmiertelnym, a ważnym dla fabuły filmu „We are the champions” oraz odgłosy rozrabiania wojowniczych kobitek: trzask tłukących się talerzy czy plusk wody w scenie z basenem. Tyły oddają dynamikę żywiołowego aplauzu na meczu koszykówki, ryk silnika samochodu czy syk sikającej z rury wody. Dialogi zrozumiałe.
BONUSY
Z polskimi napisami. Oprócz zwiastunów są trzy niewykorzystane sceny, których oglądanie poprzedza i kończy komentarz reżysera. Nie wnoszą niczego specjalnego, choć film by nie stracił, gdyby akurat krótka przecież scena nauki tańca znalazła się w ostatecznej wersji. „Walka na śmierć i śmiech” (3 min) to pokaz babskiej zołzowatości, pyskówka, jaką mogłyby urządzić sobie nawzajem aktorki kłócące się o rolę przewodnią na planie. „Pytania od fanów” (3 min) to zaaranżowane w studio krótkie show z cyklu listy od czytelników, w którym jedna z aktorek czyta listy, na które w zabawny i właściwy swym bohaterkom sposób odpowiadają inne. I wreszcie główny dodatek, materiał zakulisowy „Fickman: na planie z reżyserem” (7 min). Może w filmografiach aktorów „To znowu ty” nie zostanie odnotowane jako dzieło sztuki, ale na pewno obcowanie z tak niekonwencjonalnym reżyserem jak Andy Fickman będzie należeć do niezapomnianych w ich życiu doświadczeń. Fickman to przypominający nieco złośliwego krasnala grubasek, obdarzony poczuciem humoru, który uzyskuje właściwa atmosferę na planie będąc w całym tego słowa znaczeniu kawalarzem. Nic dziwnego, że pod wpływem jego osobowości na planie panowała taka familiarna atmosfera.
Jan / veroika
Data premiery: 11.02.2011 |