To chyba najlepsza polska komedia od czasu „Ile waży koń trojański?”! Andrzej Saramonowicz, który szczęśliwie maczał palce i w „Testosteronie”, i w „Lejdis”, swobodniej pograł sobie tym razem filmowymi konwencjami. Nawiązując chwilami nawet do klasycznych „Frankensteinów” z lat 30., poszedł w stronę czarnej komedii i to jej najlepszych wzorców, takich jak choćby „Arszenik i stare koronki” czy „Upiór w kuchni”. Pobrzmiewa też w jego filmie klimat książek Joanny Chmielewskiej, w których zwariowane przyjaciółki prowadzą na własną rękę kryminalne śledztwa i tropią morderców. Dialogi filmu (współautorkami były aż cztery kobiety!) skrzą się dowcipem podobnych jak u tej autorki gierek słownych, pyskówek, ciętych ripost, ostrego dowcipu i przerzucania się złośliwościami i argumentami. Nieco mniej u Chmielewskiej tylko wulgaryzmów, ale można je przeboleć, bo pełnią tutaj akurat wybitnie ekspresyjną funkcję. I choć sporo w „Jak się pozbyć cellulitu” zwariowanego humoru sytuacyjnego (i to od pierwszej sceny w klasztorze), to właśnie dialogi są debeściarskie! Dość wspomnieć rosssmówki „potrawkowe” czy (dla wtajemniczonych) „pobananowe”!
Tym razem u Saramonowicza fabuła pełni ważną rolę (choć dosyć pretekstową), a z racji przypadłości jednej z bohaterek musiała być dosyć precyzyjnie i misternie skonstruowana.
Pracująca w telewizji jako pogodynka Maja (Maja Hirsch) i kurator wystawy narzędzi tortur Ewa (Dominika Kluźniak) znają się od dawna. Są przyjaciółkami, które wybrały się na kilka dni do spa, nie przypuszczając, jak ekscytujący okaże się ten pobyt. Obsługująca je masażystka Kornelia (Magdalena Boczarska) zdradza im, że na jej życie dybie seryjny morderca Jerry (Cezary Kosiński). Ewa i Maja nie mogą oczywiście przejść obok tego faktu obojętnie i postanawiają pozbyć się niebezpiecznego prześladowcy, co oczywiście muszą trzymać w tajemnicy. Znaczącym kłopotem okazuje się były adorator Mai Krystian – wściekle o nią zazdrosny właściciel zakładów mięsnych, który nachodzi swą ukochaną, oraz bardzo praworządny mąż Ewy, Jakub, który przeszkadza im w pełni skupić się na zbrodni, oczekując, by jego żona zajęła się niedawno narodzonym potomkiem, Rubenem.
Z tego też konspiracyjnego powodu (konieczności zachowania sekretu) w tytule filmu pojawia się tajemniczy cellulit, który w slangu owej babskiej kliki oznacza ni mniej, ni więcej tylko… ciało przyszłego denata, z którym nie wiadomo za bardzo co począć, bo albo je psy wygrzebią z ziemi, albo z toni jeziora wypłynie.
Przed takimi oto zadaniami staje dzielna a zdesperowana trójka energicznych kobiet i prawdę mówiąc trudno oderwać od nich wzrok, bo też i odtwórczynie głównych ról są niebanalne. Oscar należy się Dominice Kluźniak, na którą nawet patrzenie śmieszy. Modulacja głosu, gesty i miny perfekcyjne! A jeśli któraś pani odczuwa braki w kwestii umiejętności owijania sobie mężczyzn wokół palca, w filmie Kluźniak udziela darmowego szkolenia. Z bardzo ekspresyjną Mają Hirsch i zmienną jak kameleon Magdą Boczarską tworzą niezłe trio.
Sekundują im aktorzy równie perfekcyjnie dobrani do swych ról. Tomasz Kot jako dwulicowy Zgierski – przyjaciel Jakuba, demoniczny Cezary Kosiński jako Jerry Rzeźnik, buzujący temperamentem niczym rozjuszony buhaj Wojciech Mecwaldowski czy Rafał Rutkowski grający chodzącą łagodność, czyli dobrodusznego Żyda Jakuba.
Znakomite są nawet role epizodyczne – kojarzący się ze zmęczonymi życiem amerykańskimi detektywami obowiązkowo odzianymi w prochowiec komisarz Flic czy dwie wredne pokojowe w spa, które serdecznie pogardzają nowobogackimi damulkami, Ewelina Paszke i Ewa Konstancja Bułhak. Obie z przecudnymi koafiurami na głowach.
Z prawdziwą przyjemnością dajemy filmowi 5, w tym całą jedną gwiazdkę dla Dominiki Kluźniak!
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz różnorodny, a jego tonacja kolorystyczna zależna od poetyki danej sceny. Na ogół znaczy go feeria kolorów, z wszelakimi odcieniami czerwieni, zieleni, błękitów i żółci. Kiedy jednak mamy do czynienia z reminiscencjami (lochy), paleta kolorystyczna robi się żółtozielonkawa, cera nabiera ziemistego odcienia, a ostrość i kontrast (do tej pory idealne) rozmywają się lekko.
Dialogi (dzięki niech będą niebiosom!) dobrze nagrane: wypowiadane z szybkością karabinu na szczęście są bardzo wyraźne i nie gubi się po drodze żadne zabawne wyrażonko.
Dźwięk przestrzenny, ze słyszalnymi dobrze w tyłach odgłosami tła: podzwanianiem łańcuchów i odgłosami ciężkiej maszynerii w kryjówce Jerry’ego, łomotem prawdziwej demolki, jaką urządza w garderobie zazdrosny Krystian, wyciem psa i uderzeniami dzwonu w scenie rozkopywania grobu. Rewelacyjnie wypadły odgłosy na kacu, kiedy banalne dźwięki, np. syk tabletki w szklance wody czy stuk łyżeczki o talerz, spotęgowane, mają impet brzmienia wybuchającego granatu. Muzyka, jak przystało na czarną komedię, wielce chwilami dwuznaczna.
BONUSY
Baaardzo zadowalające, głównie dzięki niemal dwudziestominutowemu montażowi scen niewykorzystanych, których jest około 20. Paru z nich naprawdę szkoda – zwłaszcza tych z dzwoniącym z Tel Awiwu Jakubem, któremu przygotowująca swą wystawę Ewa żali się na brak rozrywacza ciała i na to, że krzesło elektryczne utkwiło na cle. Fajna jest też scena z szalejącym błędnikiem, Krystianem konwersującym z kilkumiesięcznym Rubenkiem czy przesłuchanie Jerry’ego. Sporo wyciętych scen dotyczy finału, w którym mogła i powinna zostać scena z opowieścią odnośnie właściwości zabójczej piramidy, nie mówiąc już o „pa pa, mamusiu”!
Do tego ostatniego motywu nawiązuje również w materiale „Na planie” Dominika Kluźniak, opowiadająca o szatańskim wręcz geście Tomasza Kota, który w ostatniej scenie potrząsając paluszkiem dziecka w jej stronę mówi złowieszczo „pa pa, mamusiu”. Aktorka przyznaje, że był to gest tak złowieszczy, że cieszy się, iż koncepcja z dzieckiem nie przeszła! W materiale wypowiada się jednak głównie reżyser, opowiadający zarówno o swych filmowych inspiracjach, jak i o tworzeniu scenariusza, w którym postacie były pisane już pod konkretnych odtwórców ról. Aktorki grające trzy filmowe przyjaciółki opowiadają również o pracy nad choreografią do nawiązującej do musicalu „Chicago” piosenki.
Pełen zabawnych wypowiedzi materiał „Aktorzy i reżyser o pracy nad filmem” jest dosyć kompleksowym (aż 25 minut) filmikiem podzielonym na poszczególne sekcje, w których każda z postaci jest osobno omówiona i przez reżysera, i przez jej odtwórcę. Usłyszymy zarówno opowieść Tomasza Kota o monstrualnym rozmiarze jego butów, jak i skargę Cezarego Kosińskiego zdradzającego, że strasznie bał się dobermana, z którym przyszło mu pracować, a który w dodatku kradł mu ujęcia.
veroika
Premiera DVD i BD: 9.06.2011
KONKURS JAK SIĘ POZBYĆ CELLULITU
CIEKAWOSTKI - CUDOCYTAT
|