„Zabójczy Joe” nakręcony jest z werwą i jajem. Aż dziw bierze, że jego twórcą jest William Friedkin, który w momencie realizacji filmu miał… 76 lat! Autor „Francuskiego łącznika” i „Egzorcysty” zrobił film nowoczesny, postmodernistyczny, pełen zaskakujących scen, pełnokrwistych bohaterów i wyjątkowo czarnego humoru.
Głównym bohaterem jest Chris, drobny diler narkotyków, który mieszka z uzależnioną od narkotyków matką. Chłopak dowiaduje się – od kochanka matki – że w przypadku śmierci rodzicielki sporą kasę dostanie jego siostra Dottie. A Dottie, jedyna z rodziny, daleka jest od patologii, ba – to naiwna, żyjąca w swoim świecie dziewczyna, która jakby na przekór otaczającemu ją złu pozostaje… dziewicą i marzy o wielkiej miłości. Kogoś takiego łatwo zadowolić byle ochłapem i samemu zgarnąć spadek (a Chris ma dług i dość efektywnie domagających się – kopaniem po twarzy na przykład – spłaty wierzycieli). W swój plan wtajemnicza ojca-alkoholika i razem wynajmują Joe Coopera, glinę, który dorabia jako płatny zabójca. Wymuskany przybysz przyjeżdża, odwala robotę i zakochuje się w Dottie. Tymczasem pieniądze na jego spłatę, czyli część spadku, okazują się dla Chrisa nieosiągalne – kochanek matki kłamał… Joe Cooper nie zamierza odjechać z niczym.
Jeśli ktoś lubi czarny humor i nie przeszkadzają mu brutalne sceny (zmuszanie pobitej kobiety do symulowania seksu oralnego z… udkiem kurczaka), będzie się bawił przednio – napisany na podstawie sztuki Tracy’ego Lettsa scenariusz jest nieprzewidywalny, podobnie jak bohaterowie (wspaniała kreacja Matthew McConaugheya w roli Joe Coopera, który w jednej scenie jest liryczny, w drugie obleśny). Jeśli o klimat chodzi, to jest to film trochę w stylu „Fargo”, z zakończeniem, które można interpretować na różne sposoby.
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz bardzo porządny! Ostrości niczego ująć nie można, wszystkie detale świetnie widoczne: unoszące się w powietrzu nitki pajęczyny w scenie, gdy rodzeństwo idzie torami, rozwichrzone włosy Dottie stojącej w oknie czy plamy rozmazanego makijażu Sharli. Kolory niezbyt wybujałe, ale raczej naturalne, oprócz bardziej krzykliwych strojów czy makijażu Sharli. Sporo czerni (ubiór Joe) i brązów. Z usterek tylko falowanie krawędzi (grill samochodów).
Dźwięk bardzo adekwatny do tego, co się dzieje na ekranie. Od razu zalewa nas fala deszczu w czasie ulewy i drażni uszy wściekłe ujadanie psa. W kilku scenach pojawiają się niespodziewanie w tyłach basowe odgłosy przewalającej się gdzieś burzy, którym towarzyszy na ekranie taniec piorunów na granatowym, nocnym niebie. Rewelacyjnie rozseparowano pogoń na motorach za kryjącym się w zakamarkach nieczynnej fabryki Chrisem: warczące pojazdy otaczają go jak dwa rekiny, a ryk ich silników brzmi a to z prawej, a to z lewej, łącząc się gdzieś w środku. Dobrze wypadły odgłosy barowego gwaru z muzyką, rozmowami, brzękiem sztućców i stukiem butelek. Dialogi dobrze nagrane – tak dobrze, że i nas ciarki przechodzą od złowróżbnego syczącego szeptu Joe.
BONUSY
Z życiem uszły zwiastuny.
Jan / veroika
Premiera DVD: 8.11.2012
|