WILCZKI JAK GWIAZDY
film ciekawostki wilki
Jak to zwykle bywa, pomysł na „Zakochanego wilczka” podsunęło scenarzyście Steve’owi Moore’owi samo życie.
W lokalnej gazecie Moore przeczytał artykuł o próbach odbudowania populacji wilków w lasach Idaho. Reproduktorami była grupka wilków specjalnie przywiezionych w tym celu z kanadyjskiej puszczy z prowincji Alberta. Moore, który notabene specjalizuje się w leśnych tematach i ma na koncie scenariusz „Sezonu na misia”, zaczął się zastanawiać, co by było, gdyby przywiezione w celu rozmnożenia się wilki… bardzo się nienawidziły. I ta właśnie myśl stała się punktem wyjścia do opowiedzenia historii Humphreya i Kate, wilków pochodzących z wrogich sobie stad.
Oba wilczki nieprzypadkowo noszą takie imiona – dostały je po… wielkich gwiazdach kina, Humphreyu Bogarcie i Katharine Hepburn, czyli odtwórcach ról wiecznie skłóconych podróżników z „Afrykańskiej królowej”!
„Zakochany wilczek” to pierwszy film w 3D, który w całości został zrobiony przez indyjskie studio Crest Animation Production. Biuro CAP co prawda mieści się w Los Angeles, ale wiadomość o niezwykłej pracy Hindusów – nie zatrudnili podwykonawców z różnych stron świata, jak mają to w zwyczaju amerykańskie studia, lecz wszystko zrobili sami – poszła w świat. Nad przeciętnym filmem animowanym pracuje się ponadto około trzech lat, ekipie z CAP wystarczył o połowę krótszy termin…
Film przeszedł do historii z jeszcze jednego, acz tym razem smutnego powodu – był to ostatni projekt, nad którym pracował Dennis Hopper (podkładał głos pod wilka Tony’ego). Słynny aktor zmarł na raka cztery miesiące przed premierą „Zakochanego wilczka”, który został właśnie jemu dedykowany.
Być może opowieść o Humphreyu i Kate zmieni sposób postrzegania wilków w kinie. Nie ukrywajmy – zwierzaki te pokazywane są zazwyczaj jako zimni zabójcy goniący za saniami czy koniem jakiejś Basi Jeziorkowskiej-Wołodyjowskiej, jako pomocnicy demonów i wampirów („Drakula” się kłania), pupile wiedźm, pożeracze Czerwonych Kapturków, a nawet jako… socjalistyczni wrogowie publiczni, czyli bikiniarze (kim innym jest bowiem pstrokato ubrany, ćmiący papierosa wilk z „Wilka i zająca”?). W bardzo nielicznych produkcjach – „Przeżyć z wilkami” czy „Księga dżungli” – wyjący do księżyca drapieżcy odgrywają jakąś pozytywną rolę… A przecież już Farley Mowat w swej pełnej humoru, znakomitej książce udowodnił, że „Nie taki straszny wilk”.
Jan Matul
RECENZJA FILMU ZAKOCHANY WILCZEK