Oczywiście przystań w takim otoczeniu mogą znaleźć tylko ścigani przez prawo. Jeśli jednak zadrą z miejscowymi przestępcami, może wyjść z tego niezła draka… Taki też los staje się udziałem Dominica Toretto i Briana O’Connera, pary wyjętych spod prawa fascynatów szybkich aut, którzy musieli wiać z USA przed tropiącym ich agentem Hobbsem. Hobbs ostatecznie trafia na ich trop i przybywa do Rio, na dodatek przyjaciele wchodzą w drogę bossowi narkotykowemu Reyesowi… Szansą na uratowanie skóry jest zebranie ekipy starych znajomych i dokonanie spektakularnego skoku na kasę Reyesa (pognębienie i wystawienie policji szefa kartelu może być wszak niezłą kartą przetargową w negocjacjach z Hobbsem).
Piąta część „Szybkich i wściekłych” nie udaje, że jest czymś więcej niż rozrywką dla dużych chłopców, w dodatku potraktowaną trochę z przymrużeniem oka, efekciarską, nieco kiczowatą, nakręconą głównie dla „momentów” z udziałem szybkich aut i szybkich karabinów. Scenariusz jest prosty, bohaterowie również (zaskakująco interesująco wypadł Dwayne Johnson w roli agenta Hobbsa), efekty zwalają z nóg (twórcy wciąż potrafią nas zaskoczyć sposobami wykorzystania aut w złodziejskim procederze i sprawnością ich kierowców – aż żal, że nie wykorzystano techniki 3D, tym razem byłaby na miejscu…). Jeśli ktoś lubi widowiskowe kino akcyjne bez podtekstów i drugiego dna – ot, rozrywka dla czystej rozrywki – nie będzie zawiedziony. Na końcu filmu znalazła się już zapowiedź kolejnej części, którą znów wyreżyseruje Justin Lin, a która trafi do kin w 2013 roku.
ASPEKTY TECHNICZNE
Strona dźwiękowa daje po bębenkach, imponując intensywnością i dynamiką dobiegających nas odgłosów. Aktywne są bez przerwy wszystkie kanały, od pierwszych do ostatnich scen. Ekscytująco dźwiękowo wypadła sekwencja kradzieży samochodów z pociągu: ryczący silnikiem ciężki wóz-laweta sunący wariacko po pustyni to tylko przygrywka, potem jest syk wycinanej blachy, olbrzymi huk, gdy wyrwana płyta odskakuje od pociągu, niemal przecinając ludzi w locie, i ogłuszający łoskot, gdy wóz zderza się ze stalowym mostem. Wystrzałowo, z mnóstwem stukotu, zgrzytu i łoskotu, brzmią odgłosy ucieczki ostrzeliwanej zewsząd trójki bohaterów po falistych, blaszanych dachach domów faweli. Sceną de luxe, jeśli chodzi o użycie subwoofera, jest sekwencja strzelaniny podczas konwojowania więźniów, gdy mamy w uszach dokładnie to, co ogłuszony hukiem granatu Hobbs: głuche, basowe dudnienie gdzieś wewnątrz głowy. Z tyłów bombarduje nas też bardzo dobrze dobrana, wspomagająca akcję niczym Red Bull, muzyka.
Obraz wyjątkowo ostry, z perfekcyjną wyraźnością szczegółów. Najbardziej zachwyca intensywna kolorystyka oddająca klimat Ameryki Południowej: te nasycone oranże, zgaszone żółcie i rdzawe brązy! Kontrast głęboki, a wszelkie detale wyglądają perfekcyjnie. Przykładem jest panorama faweli, gdzie przyklejone do wzgórza małe domki tworzące coś w rodzaju szeregu wyglądają z daleka jak warstwy wielkiego orzechowego tortu. Czerń głęboka jak studnia. Zero usterek.
BONUSY
Są sceny niewykorzystane, właściwie nie wiadomo, dlaczego, bo i krótkie, i do rzeczy. Są ujęcia zepsute (4 min), w których aktorzy okraszają swoje pomyłki wcale nie lekkimi bluzgami. A pod nazwą „Nowy zestaw kółek” kryją się, jak to zwykle bywa w przypadku „Szybkich…”, miłosne niemal opowieści o kolejnych autach wykorzystanych w filmie, ich wyglądzie, charakterze, wadach i zaletach. Niejedna kobieta pozazdrościć może takiego zafascynowania… czterema kółkami, nic zresztą dziwnego, skoro na tapecie jest Porsche, Gurkha czy Dodge Charger. Podobne zachwyty oraz sporo ciekawostek z planu, opisów sytuacji kaskaderskich czy anegdotek usłyszymy w komentarzu (niestety po angielsku) złotoustego reżysera objaśniającego scena po scenie cały film od strony kuchni, czy raczej stajni.
Jan / veroika
Premiera DVD i BD: 15.09.2011
|