Zbudowany w 1927 roku hotel Chateau Marmont widział nie mniej sław niż canneński czerwony dywan. To w nim mieszkali Jim Morrison, Greta Garbo, Leonard Cohen, Howard Hughes czy Keanu Reeves, tu zmarł John Belushi, piosenki tworzyli Robbie Williams i Greatful Dead, a po korytarzach i hallu motocyklami rozbijali się muzycy z Led Zeppelin. W najnowszym filmie Sofii Coppoli mieszka w nim playboy, gwiazdor Johnny Marco. Mężczyzna sam już nie wie, czego tutaj szuka – ucieczki od sławy, uciech erotycznych z kolejnymi dziewczynami, a może samotności… Johnny pogubił się i nic go już tak naprawdę nie cieszy, jest zblazowany i, choć nie chce się do tego przyznać, nieszczęśliwy. Zmieni się to wraz z odwiedzinami córki, 11-letniej Cleo. Johnny musi się nią przez pewien czas zająć, a wspólnie spędzony czas pomoże mu zrozumieć, jak wiele traci, wiodąc luzacki i pusty żywot kapryśnego celebryty.
Podobnie jak w „Między słowami” akcja toczy się wolno, bohaterowie często się nudzą, nie mają co z sobą robić. Ale te chwile ich nudy zazwyczaj nie nudzą widza – chociażby scena, w której ojciec z córką opalają się przy hotelowym basenie, statyczna i pozbawiona akcji, tchnie niezwykłym spokojem i wiele mówi o bohaterach: on szczęśliwy, choć sam nie wie dlaczego, ona też, bo w końcu ma ojca dla siebie. Jest takich sekwencji w filmie wiele, może nawet trochę za wiele (są i zabawne, z bliźniaczkami tańczącymi na rurze, z wyjazdem do Włoch). Ta czasem zbyt niespieszna narracja i powielanie pomysłów z „Między słowami” nie spodobały się krytykom w Wenecji, gdzie Sofia Coppola dostała Złotego Lwa – nie obyło się bez protestów, tym bardziej że nagrodę przyznał Quentin Tarantino, czyli… były partner Coppoli (dla niego rozeszła się z mężem, Spikiem Jonzem)! Dodajmy, że w pokonanym polu znalazł się między innymi „Czarny łabędź”, film mimo wszystko oryginalniejszy i lepszy…
Nie znaczy to jednak, że „Somewhere…” jest produktem bez wartości. Wprost przeciwnie – to bardzo dobry film każący się zastanowić nad sensem uczestnictwa w wyścigu szczurów, zamknięcia się w małym prywatnym świecie, życia w pośpiechu czy w błogim nieróbstwie wynikającym z osiągniętej pozycji. Na przykładzie Johnny’ego Marco (znakomity Stephen Dorff) widać, jak wiele nam wówczas ucieka. A zerwać z przeszłością i znów zacząć żyć prawdziwym życiem w realnym świecie nie jest łatwo. Choć przykład Marco z finału pokazuje, że czasem bywa to możliwe.
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz czysty, stonowany, paleta kolorystyczna to biele i beże. Karnacja aktorów naturalna, jednak pozostałe kolory są spłowiałe, tak jakby zdjęcia kręcono w ostrym słońcu. Może ich jałowość miała podkreślać jałowość życia bohatera. Ostrość dobra. Ciemne szczegóły na ciemnym tle nieco się zlewają, ale takich scen jest bardzo mało.
Najczęściej przemieszczającym się w głośnikach dźwiękiem jest odgłos silnika samochodu. Z boku dobiega plusk wody na basenie, brawa fanów i odgłosy w kasynie. Dźwiękowo jest to również raczej stonowany film. Dominują długie momenty, w których słychać po prostu ciszę, odgłosy tła, spokojną muzykę lub rozmowy.
BONUSY
Materiał „Making of” (17 min). Głos zabierają w nim twórcy filmu i aktorzy. Mówią o tym, co jest w tym filmie ważne, o nastroju, o tym, że film to nie produkt, a proces. Sofia Coppola mówi, że chciała nakręcić film minimalistyczny, że był to dla niej rodzaj eksperymentu. Jest kilka słów o tym, jak wyglądała praca na planie i jak postrzegają Sofię Coppolę jako reżysera grający aktorzy.
Jan / itk
Premiera DVD: 28.07.2011 |