MIASTO WIDMO

film ciekawostki

Miasto Prypeć leży na północy Ukrainy, przy granicy z Białorusią, niespełna 100 kilometrów od Kijowa. Zostało założone dopiero w 1970 roku, 4 kilometry od elektrowni w Czarnobylu.

 Przetrwało lat 16, średnia wieku mieszkańców w momencie awarii reaktora wynosiła… 26 lat – około 40 godzin po katastrofie 50 tysięcy zamieszkujących je ludzi zostało już – a może dopiero – ewakuowanych (milicja przeszukała potem domy i wyłapała jeszcze 20 osób, które nie chciały się wyprowadzić). Dziś to atrakcja turystyczna: zachowały się osiedla, szpital, widać materiały przygotowywane do obchodów święta 1 maja (awaria nastąpiła 26 kwietnia), część wyposażenia domów (tylko część, gdyż regularnie zonę odwiedzali szabrownicy, którzy nie bardzo przejmowali się promieniowaniem). Charakterystycznym punktem jest ogromny diabelski młyn w wesołym miasteczku (w filmie „Czarnobyl. Reaktor strachu” scenografowie zbudowali makietę jego dolnej części, resztę dodali komputerowo). Stan budynków pogarsza się z każdym rokiem, niektóre grożą zawaleniem, ale chętnych na zwiedzanie widmowego miasta nie brakuje.

Nie brakuje ich także w Polsce – pierwsze polskie wycieczki organizowane przez polskie biuro ruszyły do zamkniętej strefy w 2007 roku. Ceny są całkiem atrakcyjne – około 700-800 złotych za nocleg w Kijowie, zwiedzanie stolicy Ukrainy i strefy, wyżywienie… Ukraińskie biura proponują bardziej zróżnicowany program – różne trasy, anglo- i niemieckojęzyczni przewodnicy (polskich chyba jak na razie brak), ceny od 500 złotych (dla cudzoziemców ceny są wyższe, Ukraińcy zapłacą za taką samą wycieczkę około 350 złotych). Terminy, przynajmniej w Polsce, trzeba rezerwować z wyprzedzeniem, miejsca schodzą bowiem na pniu (ogromna większość odwiedzających mieści się w przedziale wiekowym 20-30 lat). Czy to bezpieczne? Zdania są podzielone – generalnie promieniowanie w okolicach Prypeci nie jest wyższe niż w wielu miejscach na Ziemi (na przykład w Warszawie!), do samego reaktora zbliżać się natomiast zbytnio nie wolno, sarkofag na reaktorze otoczony jest drutem kolczastym, nie zaleca się także przyjmowania poczęstunków od mieszkańców okolicznych wiosek (ludzie bowiem w strefie zamkniętej żyją i nie są to bynajmniej sporadyczne przypadki). Jakby na dowód tego, że jest jednak bezpiecznie, w lasach w strefie zamkniętej wzrosła kilkunastokrotnie liczba wielu gatunków zwierząt (łosi, ceniących czystą wodę bobrów), pojawiły się także gatunki, których tutaj nie było – żubry, niedźwiedzie, rysie czy orły bieliki! Mutantów póki co nikt nie widział…

A jeśli ktoś gustuje w zwiedzaniu miast-widm? Śmiało można mu polecić Delamar Ghost Town w USA (wydobywano w nim złoto z kwarcytowej skały – pył w kopalni wywoływał krzemicę i w mieście po niedługim czasie mieszkały prawie same wdowy…), hiszpańskie Belchite (miasto kazał zrównać z ziemią Franco, jako że było punktem ruchu oporu, do dziś są tutaj zgliszcza i ruiny) czy Grytviken w Georgii Południowej (kiedyś oporządzano tam 40 tysięcy wielorybów rocznie, pozostały kości i zardzewiałe krypy). Mamy i my swoje miasta-widma: Nieznajową w Beskidzie Niskim i dawną bazę Armii Czerwonej w Kłominie (kiedyś mieszkało tam 5 tysięcy osób).

Jan Matul

RECENZJA FILMU

Newsletter - przyłącz się!
Bądź na bieżąco, podaj swój e-mail, odbieraj newsy i korzystaj z promocji.
  Wybierz najbardziej interesujący dział, 
  a następnie kliknij Zapisz się.