Klasztor Najświętszej Maryi Panny z gór Atlasu został założony przez trapistów w Tibhirine w roku 1938. Praktycznie nigdy nie był ośrodkiem misyjnym – mnisi pracowali na swych polach, pomagali muzułmanom z pobliskich wiosek chociażby w problemach zdrowotnych, byli szanowani przez starszyznę, nie próbowali nauczać religii chrześcijańskiej. Ich liczba w klasztorze coraz bardziej się zmniejszała. Potem wybuchła w Algierii wojna domowa. Celem ekstremistów stali się najpierw jugosłowiańscy robotnicy, którzy bywali na mszach w klasztorze (znaleziono ich martwych na ścieżce wiodącej do świątyni), potem bojówki emira Sayyata Attiyi wtargnęły do klasztoru – było to jednak Boże Narodzenie, a więc – dla muzułmanów – dzień narodzin jednego z największych proroków, Jezusa, i emir uszanował święto. Odtąd jednak mnisi ograniczyli kontakt ze światem, musieli też leczyć rannych ludzi emira. W marcu 1996 roku ośmiu z nich zostało uprowadzonych, potem odnaleziono ich odcięte głowy (podejrzewa się, że zbrodni mogli dokonać agenci algierscy, pragnący zepsuć w oczach świata wizerunek bojówkarzy, lub że mnisi zginęli w rządowym ataku samolotowym na pozycje porywaczy, ale żadnej z tych spekulacji nie potwierdzono)…
Film Xaviera Beauvoisa wiernie przedstawia te tragiczne wydarzenia. W surowy sposób kreśli sytuacje z codziennego życia mnichów, a szczególnie dużo miejsca poświęca ich rozterkom związanym z pozostaniem w klasztorze (mnisi mieli możliwość opuszczenia go pod eskortą wojska). Mnisi z Tibhirine nie byli nadludźmi, nie byli świętymi, nie byli bez skazy – większość z nich bynajmniej nie chciała poświęcać życia za wiarę! Jeden więc zdecydował się pozostać, gdyż był już stary, kolejny uważał to za obowiązek wobec miejscowej ludności, inny, wcześniej wszędzie odrzucany, ponieważ tylko w klasztorze w otoczeniu braci czuł się szczęśliwy (ale z powodu ich towarzystwa, a nie z powodu obcowania z Bogiem)… I nie wszyscy zachowywali się z bohaterstwem przypisywanym dawnym męczennikom – najstarszy z nich, który miał wszak najmniej do stracenia, w krytycznym momencie schował się pod łóżko pragnąc żyć i… przeżył. To właśnie pokazanie na ekranie żywych ludzi z ich słabościami decyduje o sile „Ludzi Boga” (tak naprawdę tytuł powinien brzmieć „O ludziach i bogach”). To film o różnych odcieniach wiary i wielkim poświęceniu w imię wartości, w które się wierzy (wartości ogólnoludzkich, a nie religijnych). Finał jest może nieco zbyt metaforyczno-patetyczny, ale całość zmusza do myślenia i jest rewelacyjnie zagrana. Dwie nominacje do Europejskiej Nagrody Filmowej i dwie nagrody w Cannes (oraz nominacja do Złotej Palmy) nie są przypadkiem!
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz naturalny, jeśli chodzi o panoramy, a ascetyczny i stonowany we wnętrzach. Dominują kolory ziemi i to w całym wachlarzu swych okazałości: płowe brązy, jasne ochry, nasycone ugry i ciemne dębowe odcienie mają góry Atlas, których panoramy często oglądamy. Delikatnie herbaciany odcień mają widoczne w oddali pagórki, po których spaceruje Cristian, a trawa, po której chodzi, przybiera w zachodzącym słońcu oliwkowy odcień. Kolory w celach braci zakonnych jednostajne: seledynowe zielenie i rozwodnione błękity. W żywsze barwy ubiera się miejscowa ludność i wtedy mamy do czynienia z całą mozaiką raczej jednak chłodnych czerwieni, żółci, zieleni i różu. Ostrość przeciętna, kontrast raczej kiepski. Zwłaszcza w scenach ciemnych i nocnych, a takich w „Ludziach Boga” sporo, trudno wyłowić coś z szemrzącego w dodatku (co jest bolączką tego transferu) tła. Niestety z ruchem bohaterów też nie jest najlepiej. Postacie ciągną za sobą smugi, co widoczne jest głównie w scenach z energicznymi terrorystami.
Dźwięk w Dolby Digital Mono z przewagą dialogów i pięknych mnisich wokaliz, które odbijają się echem w kościele. Mocniejsze odgłosy to helikopter zagłuszający mszę i krążący nad klasztorem, pełen wrzasku, komend i nawoływań, kroków i łomotu kolb o drzwi atak terrorystów czy święto z powodu obrzezania małego chłopca pełne gardłowego kobiecego skandowania. Generalnie jednak sporo w filmie ciszy. Głosy lektorów się uzupełniają. Brzmienie głosu lektora normalnego cechuje stonowanie i subtelność, głos lektora audiodeskrypcji to więcej emfazy i religijnego zaangażowania.
BONUSY
Nic, chyba że można nazwać bonusem opcję audiodeskrypcji, na którą osobiście natykam się po raz pierwszy i która jest godna odnotowania.
Jan / veroika
Premiera DVD: 28.09.2011
|