„Listy…”, jak klasyczna bajka filmowa, każą nam wierzyć w takie „romantyczne aksjomaty” jak ten, że każdy ma swą drugą połówkę i że nieważne, ile się czeka na miłość, ona i tak nadejdzie. Abstrahując od faktu, czy wierzymy w te, może lekko naiwne, ale jakże piękne, idee czy nie, film podaje je w sposób lekki i uroczy. Sprzyja temu sama atmosfera Toskanii, po której podróżują bohaterowie – pełnej ciepłych, parujących od gorąca pól i zielonych winnic – tak urzekająca, że z przyjemnością dajemy sobą manipulować i trzymamy kciuki za bohaterkę filmu. Sophie spędza ze swym narzeczonym Victorem wakacje w Weronie, ale ponieważ jego – przyszłego restauratora – bardziej pochłania miejscowa kuchnia, Sophie sama zwiedza miasto. Przez przypadek przyłącza się do grupy kobiet, tworzących Klub Julii, odpisujących na listy skierowane do tej słynnej postaci pozostawione na ścianie domu Capulettich, i odpowiada na list kobiety, która pół wieku wcześniej poznała pewnego mężczyznę i… porzuciła go. Teraz Claire, jako leciwa dama, przybywa do Werony wraz ze swym wnukiem Charliem, by odszukać swego opuszczonego niegdyś Lorenza. Sophie przyłącza się do wyprawy, która – jak się okaże – wywróci jej życie do góry nogami.
Scenariusz ten to idealny przepis na komedię romantyczną. Byłoby jednak pięknie, gdyby napięcia na papierze dopełniła chemia między bohaterami. A tu więcej napięcia i namiętności widać w elektryzujących spojrzeniach pary zakochanych seniorów granych przez Vanessę Redgrave i Franco Nero (parę w życiu prywatnym) niż między znaną z „Mamma Mia!” Amandą Seyfried (która robi co może) i Christopherem Eganem, który zbyt wieloma mięśniami odpowiadającymi za mimikę raczej nie dysponuje. Tę lekką niedoskonałość obsadową rekompensuje nam Gael Garcia Bernal w roli diablo irytującego, ale za to bardzo prawdziwego w swych egoistycznych reakcjach Victora, preferującego zbieranie trufli niż wieczory ze swą ukochaną. Film idealny na smutne wieczory, a ponieważ przyprawiony jest odrobiną humoru (spotkania z wieloma dziwnymi, zabawnymi i strasznymi Lorenzami), będzie strawny i dla panów, którzy zazwyczaj omijają gatunek komedii romantycznej szerokim łukiem.
ASPEKTY TECHNICZNE
Uczta dla oka. Toskania jest pocztówkowo piękna, idealna i słoneczna. Fotografowane w blasku zachodzącego słońca pola mają kolor nasyconej ochry, winne krzewy parują zielenią, słoneczniki koją oczy żółcieniami płatków kwiatów, a niebo eksploduje a to różowościami chmur, a to jasnymi błękitami, a to lekko morskim odcieniem zmierzchu. Trochę przegięto jedynie z kolorem skóry aktorów, która ma zbyt pomarańczowy odcień.
Obraz jest jednak tylko poprawnie ostry, co być może można przypisać użyciu filtrów (scena na cmentarzu, spotkanie Claire i Lorenza).
Dźwiękowo może zadowolić muzyka płynąca z tyłów, ale już rzadko wyłowimy z nich zgiełk typowo włoskiej ulicy. W Sienie słychać warkot motoru w tylnym kanale, w Nowym Jorku trzask garnków i syk palnika gazowego w restauracji Victora. We Włoszech wrażenie otaczania dźwiękiem mamy w kilku scenach plenerowych, w których wieczornego czadu dają cykady i świerszcze. Intensywnie szumi też winorośl w winnicy Lorenza w scenie spotkania po latach. No, ale ogólnie troszkę tego mało i jakby na pół gwizdka.
BONUSY
Standardowe i po polsku. Z dłuższych – składanka złożona z fragmentów filmu (10 min), reportaż z planu (10 min), w którym pojawiają się twórcy filmu (tym razem podpisani, więc wiadomo, kto zacz).
Do dłuższych bonusów można zaliczyć też wywiady z aktorami i reżyserem, którzy zazwyczaj rozpływają się nad urokami pracy ze sobą wzajemnie i na planie. Dla Amandy Seyfried praca w Italii była jak wygrana na loterii, zachwyca się odmiennością Włochów, którzy cieszą się życiem, korzystają ze sjesty, kochają jeść, a przede wszystkim żyją o wiele wolniej niż za oceanem. Gael Garcia Bernal mówi o pasji gotowania swego bohatera, Vanessa Redgrave wspomina swoje pierwsze spotkanie ze swym życiowym partnerem Franco Nero (grającym w filmie poszukiwanego przez nią Lorenzo) na planie filmu „Camelot” i swoje okropne kłótnie z nim wówczas, które teraz już się nie zdarzają. Christopher Egan skupia się na przyciąganiu przeciwieństw, jakie znamionuje relacje Charlie'ego i Sophie. No i na końcu o swym filmie opowiada reżyser, który nigdy przedtem nie był w Weronie.
Z miniaturek bonusowych mamy teledysk, zwiastuny i króciutkie „O filmie” (2 min), w którym głos zabiera Vanessa Redgrave (Claire) mówiąca o podobieństwach, jakie łączą życiorysy jej i jej bohaterki.
veroika |