Pogrążona w biedzie Birma to jedno z najbardziej zamkniętych na kontakty ze światem zewnętrznym państw, od początku lat 60. rządzi w nim junta wojskowa, a liczne mniejszości narodowe cierpią prześladowania. Jak dotychczas próby sprzeciwienia się reżimowi spełzały na niczym, bunty społeczne były krwawo tłumione, a działacze opozycji trafiali do więzień. Szansą na dojście do demokracji jest dla Birmy działalność Aung San Suu Kyi, absolwentki Oxfordu i córki opozycjonisty, stojącej na czele Narodowej Partii na Rzecz Demokracji. Za walkę o prawa człowieka i opowiadanie się za demokratyzacją Birmy drogą dialogu z juntą w 1991 roku otrzymała pokojową Nagrodę Nobla. W swojej ojczyźnie była potem jeszcze wiele razy aresztowana, ale aż do dnia dzisiejszego wytrwale realizuje plan doprowadzenia Birmy do demokracji.
Dla uwolnienia swojej ojczyzny z oków reżimu Aung San Suu Kyi poświęciła swoje życie osobiste. Jej mąż Michael Aris, wykładowca akademicki, wychował ich dwóch synów praktycznie samotnie. Wątek życia osobistego w filmie Bessona jest równie ważny jak polityczny i trudno oprzeć się wrażeniu, że decyzja ta była podyktowana faktem, że polityka sama w sobie przyciąga do kin mniej widzów niż historie miłosne. Zarzut czarno-białego przedstawienia historii birmańskiej opozycjonistki jest niesłuszny, bo w końcu Birma to reżim w jednych z najgorszych wydań, a Aung San Suu Kyi jest laureatką pokojowej Nagrody Nobla, trudno o bardziej kontrastowe zestawienie. Film faktycznie zawiera sceny będące ilustracją tego kontrastu, gdy buddyjska, pokojowa postawa Suu jest zderzona z olbrzymią brutalnością władzy. Jeśli sceny rozstrzeliwania więźniów i cywilów to w naszej powojennej Europie widok „normalny”, to budząca grozę scena na polu minowym nie jest już dla widzów o słabych nerwach. Słuszny jest natomiast zarzut o zbyt patetyczne potraktowanie tematu (wątek rozmów politycznych nie wychodzi poza kwestie wolności i demokracji), a także o zbytnią rozwlekłość filmu. Choć to ostatnie dla samych Birmańczyków, postrzegających czas inaczej niż my, nie jest pewnie żadną wadą. „Lady” to kino kobiece i o kobietach, tych mocnych duchem, które politykę postrzegają jako coś więcej niż poletko do podreperowania własnego, głównie męskiego, ego.
ASPEKTY TECHNICZNE
Zachwyca maestria zdjęć Thierry’ego Arbogasta („Nikita”, „Leon zawodowiec”, „Piąty Element”), którego kadry to w kilku wypadkach prawdziwe dzieło sztuki. Faktycznie, jest co fotografować (co oddał transfer), bo soczyste zielenie birmańskich lasów i pól, czerwień, oranż, żółcień i róż egzotycznych kwiatów widoczne podczas podróży Suu po kraju dają pole do popisu. Także barwne, lekko lśniące jedwabiem stroje Suu i kolorowe manifestacje z czerwienią flag sprawiają, że zdjęcia birmańskie – również dzięki światłu nadającemu barwom piękne odcienie – tętnią życiem. Niejako na zasadzie kontrastu ujęcia londyńskie utrzymane są w palecie szarości, bieli i matowych brązów. Czerń głęboka. Kontrast i ostrość dobre, tło nie gubi szczegółów, a w półzbliżeniach – dosyć licznych – widać sporo detali (łzy, tatuaże, malunki na policzkach).
Dźwięk poza kilkoma zbiorowymi scenami raczej o charakterze obyczajowym. Te akcyjne to głównie odgłosy manifestacji i ich pacyfikacji, egzekucji manifestantów i ich bicia. Jednak w tyłach brzmi głównie muzyka o etnicznym, z racji instrumentów, charakterze.
BONUSY
Tu tylko zwiastuny.
itk / veroika
Premiera DVD: 13.09.2012
|