Gdyby aktorów rozebrać ze współczesnych strojów i kazać im włożyć renesansowe kardynalskie purpury, samurajskie kimona, togi rzymskich senatorów czy fraki rewolucyjnych jakobinów, mogliby, na czele z wielkim politykiem, de facto wygłaszać takie same kwestie, jakie stanowią scenariusz tego współczesnego filmu.
Świat polityki jest wieczny i od wieków rządzi się tymi samymi drapieżnymi prawami – to chyba pierwsza refleksja, jaka nasuwa się po obejrzeniu „Boskiego” Paola Sorrentino, w którym ów bohater jawi się jako ponadczasowe uosobienie idealnego, według Machiavellego, wzorca polityka. Reżysera ewidentnie zafascynowała postać Giulio Andreottiego, włoskiego premiera, który przez niemal pół wieku uczestniczył w sprawowaniu władzy we Włoszech. W fascynacji Sorrentina owym wcieleniem politycznej dwulicowości głęboki podziw miesza się jednak z odrazą, i to w równych proporcjach.
Sceny ukazujące interakcje Andreottiego z ludźmi, to, jak skupia ich wokół siebie, wpływa na swych wasali i poddanych, to hołd złożony jego inteligencji i dominującej osobowości. Zdawać się może, że diablo inteligentny bohater, który przejrzał mechanizmy władzy, posiadł umiejętność hipnotyzowania swych rozmówców, egzekwowania dokładnie tego, czego chce, albo niczym kameleon zmieniania skóry (a tym samym sojuszników), by dostosować się do nowej sytuacji.
Odraza, będąca drugim składnikiem tej fascynacji reżysera, przejawia się w poetyce filmu: przewrotnej groteskowej formie. Oto parada polityków tworzących przyboczną armię Andreottiego: wysiadających z samochodów i sunących krużgankami pałacu, wyglądających jak stado buldogów spuszczonych ze smyczy. Andreotti przemierzający ogromne sale pałacu i stający oko w oko z bezczelnym kotem, który (o zgrozo) nie schodzi mu z drogi! On sam – garbaty, niski, skurczony w sobie człowieczek z odstającymi uszami i nienaturalnie sztywnymi rysami twarzy przypomina króla marionetek na marionetkowym dworze: przyjmuje audiencje, ściska dłonie, udziela wywiadów, jest golony i obsługiwany i... jakby przy okazji decyduje o czyimś życiu i śmierci. Zderzenie tej olbrzymiej władzy z fizyczną lichotą osoby jest porażające, tym bardziej, im bardziej wgłębiamy się w życiorys bohatera: konszachty z mafią, morderstwa na zlecenie i wszechobecną korupcję.
Film ukazuje ten okres w życiu Andreottiego, kiedy bezskutecznie startował do fotela prezydenta, by zaraz potem musieć udźwignąć falę krytyki i zarzutów pod swoim adresem. Przeżył zdradę najbliższych współpracowników, proces i prasową nagonkę, które dobitnie unaoczniły fakt, iż przez całe życie ten otoczony ludźmi wpływowy człowiek skazany był na... samotność. Nawet, czy może zwłaszcza, w rodzinie.
Kto nie lubi polityki i nie zna się na niej, umęczy się na tym filmie, starając się zapamiętać, kto jest kim w wachlarzu nazwisk i funkcji. Tak naprawdę nie jest to za specjalnie potrzebne, bo tym, co najwartościowsze w filmie, są „momenty”: montażowe perełki, kiedy zaskakująco dobrana muzyka (operowa, klasyczna, popowa, rockowa) mocno kontrapunktuje jakąś sytuację (nocne pochody premiera, spotkanie z kotem). Sceny zabójstw politycznych, a potem samobójstw popleczników Andreottiego wyglądają jak wydziergane przez samego Francisa Forda Coppolę: ten majestatycznie spadający w dół samochód, który wybucha fontanną ognia, ten polityk dyndający na sznurze, te pociski karabinowe dziurawiące ciała – poezja!
Poezją jest też gra Toniego Servillo, który wcielił się w Andreottiego tak, jakby co najmniej dzielił z nim życie i jedno – bardzo kostyczne i sztywne – ciało. Z tego też powodu zadanie miał ciężkie, bo z całej palety aktorskich środków wyrazu zostały mu do wykorzystania jedynie lekkie grymasy kamiennej twarzy.
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz o jakości dokumentu, czyli średniej. Kolory matowe i pomimo włoskiego klimatu w jednolitej (beżowo-brązowej) szacie. Najbardziej rzucającą się w oczy usterką transferu jest szalenie uciążliwe, bo dosyć częste i intensywne krzyżowanie barw: faktura pasiastych i kratkowanych materiałów – kołnierzyków, bluzek, garniturów – wygląda jak pożerana przez tysiące mrówek. Krawędzie bywają również poszarpane (okapy, gzymsy, druty). Tło szemrze (bruk, ulica), a napisy pojawiające się w trakcie filmu i objaśniające, kto kim jest, migoczą.
Ścieżka dźwiękowa włoska i w stereo, i nie ma na co narzekać, bowiem każdy lektor zagłuszyłby słowotok Andreottiego, który mówił dużo, cicho, bez przerwy, jednym ciągiem i niemal bez konieczności zaczerpnięcia oddechu. Za to brzmiącej dosyć matowo muzyce brakuje przestrzeni na wybrzmienie.
BONUSY
Tylko zwiastuny i broszurka.
veroika
CIEKAWOSTKI CUDOSCENA
|