Bohaterowie „Armadillo – wojna jest w nas” nie są wprawdzie jak saper z „Hurt Lockera” uzależnieni od adrenaliny, nie pchają się w ryzykowne sytuacje, nie narażają niepotrzebnie życia... jeszcze. Bo przecież większość chłopaków pokazanych w filmie do Afganistanu wróci. Po co? Bo nie wystarczają im gry w zabijanie i nie wystarcza spokój domowego ogniska. Bo w czasie walki najmocniej czują, że żyją… mogąc za chwilę zginąć. Bo silne są w nich pierwotne instynkty, które każą zabijać i niszczyć. Bo na wojnie wybory są oczywistsze, a świat prostszy, dzielący się na wrogów i swoich. Ale z „Armadillo…” nie wynika to tak jednoznacznie, równie dobrze można zapytać, czy nie jest odwrotnie, czy to nie wojenna sytuacja stwarza potwory rechoczące ze śmiechu nad ciałami przeciwników, dobijające ich i pakujące w jednego 40 nabojów? Reżyser pozostawia to ocenie widza… co jest dużą siłą filmu, ma bowiem wpływ na odpowiedź na wyłaniające się pod koniec pytanie: czy jest sens oceniać to, co dzieje się na wojnie, nie będąc na niej?
A tak naprawdę wojnę na własnej skórze czują głównie cywile, nie żołnierze. Tkwią w samym jej środku. Nie zjeżdżają do bazy jak alianci i nie wycofują się do górskich jaskiń jak talibowie. To na ich ziemi i w ich domach toczy się wojna, na którą nic nie mogą poradzić, bo jeśli staną po czyjejś stronie, druga im za to zapłaci. Te wieczne pielgrzymki kobiet, dzieci i zwierząt ewakuujących się z wioski, gdy zaczyna się walka, ten plik banknotów wręczonych ojcu zabitego dziecka w ramach odszkodowania. Horror!
Dla młodych żołnierzy przybyłych do bazy stanowią coś w rodzaju folklorystycznej, acz niebezpiecznej przeszkody, której należy się bać, bo nawet dziecko może mieć przy sobie granat. Mads i przybyli z nim z Danii koledzy widują cywili głównie przez celowniki karabinów i lornetki, podobnie zresztą jak talibów, co charakterystyczne, widzianych jako punkty na ekranie komputera albo już poszatkowane granatem trupy. Żadnego spotkania oko w oko z wrogiem, żadnej konfrontacji z człowiekiem. Po prostu cel, jak w grze. Tylko że w grze nie giną kumple, a tu co rusz któryś obrywa. Jedynie to jest w stanie ich naprawdę poruszyć i przerwać monotonię i nudę służby w odciętej od świata jednostce, gdzie jedyne, co można robić, to ścigać się na motorach i oglądać pornosy na laptopach... Ot, wojna w czasie wolnym od…
Trzeba dodać, że dokument Janusa Metza Pedersena, który wzbudził kontrowersje na festiwalu w Cannes, odbił się echem w samej Danii. Pokazany w filmie incydent z dobijaniem rannych talibów wywołał polityczną debatę, a jak pisze dystrybutor: „Po pokazie filmu pojawiła się lawina wniosków z prośbą o wszczęcie wojskowego śledztwa w sprawie wypadków sfilmowanych przez Metza. Co więcej, film doprowadził również do powstania dwóch grup, z których jedna nawoływała do wycofania się z wojny w Afganistanie, a druga popierała postawę duńskich żołnierzy”.
I wypada tylko dodać, że jeśli po coś kręci się filmy, to właśnie po to – by zmusić do myślenia!
ASPEKTY TECHNICZNE
Mamy do czynienia z kręconym praktycznie na wojnie dokumentem, stąd kiepska jakość materiału wyjściowego (co oczywiście było intencją twórców). Obraz jest typowym obrazem reporterskim z charakterystycznym image’em zdjęć kręconych kamerą z ręki: chaotycznymi ujęciami, bardzo rozedrganymi i rozpikselowanymi w czasie zdjęć akcyjnych. Charakterystyczne dla „Armadillo…” są również prześwietlone zdjęcia, przeciętna raczej ostrość i kiepski kontrast. Tło mocno szumi, krawędzie są postrzępione. Kolorystyka, by tak rzec, militarna. Obraz oscyluje wokół różnych odcieni zieleni: oliwkowej, khaki i seledynowej komponującymi się z barwami wysuszonych, brązowawych afgańskich pól. Czerń też zielonkawa, a koloryt twarzy różowawy. Kilka ujęć to ujęcia noktowizyjne.
Dźwięk to stereo, ale puszczone na 5 kanałów ma nieco mocniejsze i głębsze brzmienie. Ścieżka to głównie dialogi w bazie, muzyka oraz odgłosy bitewne: szum krótkofalówek, wybuchy granatów, pocisków oraz charakterystyczne suche trzaski wystrzałów karabinowych.
BONUSY
Tylko zwiastuny i broszurka o filmie z wywiadem z reżyserem i podstawowymi, ciekawymi informacjami dotyczącymi jego produkcji.
veroika |