Jakikolwiek by ten film był, i tak wszyscy będą zainteresowani tylko tym, jak wypadł na ekranie Robert Pattinson (i jakkolwiek by zagrał, młodzież z wypiekami na twarzy wsunie płytę do odtwarzacza). Wypadł jak prawie zawsze: próbuje, stara się, ale jakoś uczucia nie bardzo chcą wypełzać na jego oblicze… O ile w „Cosmopolis” taka nieobecna, pozbawiona uczuć twarz się sprawdziła, o tyle w melodramatycznym romansidle już nie bardzo.
Głównym bohaterem filmu jest przystojny Georges Duroy, były żołnierz służący w Algierii, który po powrocie do ojczyzny zatrzymuje się w Paryżu i klepie biedę. Szuka pracy, ale brak mu koneksji, a i, bądźmy szczerzy, talentu większego do niczego nie przejawia. Jego los odmienia przypadkowe spotkanie z kumplem z wojska. Dzięki niemu dostaje pracę dziennikarza w poczytnej gazecie, gdzie ma publikować artykuły o przygodach na froncie. Dzięki pracy z kolei poznaje coraz bardziej wpływowe kobiety, które bez skrupułów uwodzi i wykorzystuje do podniesienia swej pozycji społecznej.
Główny bohater co prawda jest niemoralny, ale mógłby budzić sympatię – gdyby był utalentowany, ambitny czy chociażby rozgadany i rozśpiewany, ot, dusza człowiek. W ujęciu Pattinsona jest jednak wyłącznie irytującym egoistą, który dąży do celu po trupach, „bo mu się należy”. To zemsta za to, że urodził się biedny, że brak mu talentu innego niż łóżkowy, że nie ma drogich ciuchów, że inni są bogaci, a on jakoś nie… Dlatego trudno mu kibicować, podobnie jak trudno jest zrozumieć wskakujące mu co chwila do łóżka niewiasty w różnym wieku (wszystkie kobiece rólki wypadają dość mdło…). Powstał bardzo efektowny wizualnie, urzekający urodą wnętrz i kostiumów, banalny film o nijakim karierowiczu.
ASPEKTY TECHNICZNE
Strona wizualna, jako się wyżej już rzekło, urzeka wyrafinowaniem. Kontrast na tyle wyraźny, że rozróżnia się karnację kobiecych bohaterek, co rusz rozdziewanych z szatek przez Bel Ami: od oliwkowej skóry czarnowłosej Christiny Ricci przez kość słoniową rudej Kristin Scott Thomas po porcelanową cerę blondwłosej Umy Thurman. Kostiumy urzekają materią i kolorami i też zachowują „kolory” aktorek. Thurman nosi zimnawe szarości i błękity, Thomas granaty i brązy, a Ricci głębokie czerwienie i bordo. Oczywiście ulica paryska jak i salony są pięknie sfotografowane, co uwypukla głęboki kontrast i dobra, choć nie żyletkowa ostrość. Ta ostatnia mięknie we wnętrzach oświetlonych nastrojowym światłem świec. Lekko falują krawędzie (okapy i gzymsy).
Dźwięk raczej frontalny. Dialogi brzmią bardzo wyraźnie, włącznie z charakterystycznym zachrypniętym głosem Thurman. Tyły bywają zajęte odgłosami tła (powozy, szum ulicy, gwar na przyjęciu, w redakcji oraz w kabarecie), brzmi w nich też piękna, bardzo z epoki muzyka, z dramatycznym wygrywanym na skrzypcach motywem przewodnim.
BONUSY
Są cztery dosyć obszerne i ciekawe wywiady (26 min), oczywiście tłumaczone. Aktorzy kolejno opowiadają o swych rolach. Uma Thurman opowiada o swej Madeleine Forestier jako o kobiecie, dla której praca jest wszystkim i która jest ciekawa przez swoje dosyć skomplikowane pochodzenie i wychowanie. Kristin Scott Thomas grająca Virginię Rousset zwraca uwagę na dosyć dużą wagę grania fizycznego, wymuszonego niejako strojem z epoki, choćby gorsetem czy butami. Christina Ricci z kolei nawiązuje do specyfiki gry takiej postaci jak jej bohaterka, Clotilde de Marelle, która jest po prostu szczęśliwą kobietą uwikłaną w dramat romansu. No i wreszcie Robert Pattinson, czyli Bel Ami, opowiada o zaintrygowaniu realizacją filmu, do którego próby trwały aż cztery tygodnie, co nie zdarza się często w świecie filmowym i co podkreślało jego teatralność. Aktor o swym bohaterze mówi, że nie sposób go… lubić, to zły człowiek, którego w dodatku (inaczej, niż to zazwyczaj bywa w filmach) nie spotyka za jego przewiny żadna kara. Wywiadom towarzyszy reportaż z planu (21 min) oraz zwiastuny.
Jan / veroika
Premiera DVD: 22.10.2012
|