Do tej pory, by zobaczyć, wejść, doświadczyć malarstwa w sposób namacalny, trzeba było co najmniej użyć substancji halucynogennych. Teraz wystarczy obejrzeć „Młyn i krzyż” Lecha Majewskiego, który rozłożył na czynniki pierwsze dzieło Pietera Bruegla „Droga na Kalwarię”, by pomóc nam prześledzić losy parunastu spośród 500 bohaterów jego obrazu. Samo to byłoby już niezwykłym zabiegiem, jednak Majewski, zafascynowany nowymi możliwościami w kinie, poszedł dalej. By móc zaprosić nas w głąb obrazu, zdecydował się na użycie technologii CGI i technologii animacji 3D. „Wykonana praca może być porównana do tkania ogromnego cyfrowego gobelinu zbudowanego z wielowarstwowych perspektyw, zjawisk atmosferycznych i ludzi”. Dodajmy, że gobelinu tkanego aż trzy lata, w tym gros czasu zajęła obróbka, by kadr maksymalnie przypominał fragment obrazu. I dodajmy, że ta praca się opłaciła, bo spod ręki Majewskiego wyszło arcydzieło wizualne, obraz, który mówi, żyje, oddycha z jego mieszkańcami, bohaterami uchwyconymi i pokazanymi w prozie życia, w porannym przebudzeniu się, w śniadaniu na trawie, ale i w tego życia tragedii – ukrzyżowaniu na kole, biczowaniu, pogrzebaniu żywcem. Majewski wydobywa z obrazu filmowego to, co w obrazie pierwotnym najmniej widoczne, a najistotniejsze. Zatrzymuje się na moment, a co najważniejsze – każe i nam się zatrzymać i zastanowić nad poszczególnymi motywami, pochylić nad bohaterami, zwykłymi ludźmi, którzy są czasem widzami, a czasem aktorami w przedstawieniu, jakim jest życie. Trudno powiedzieć, czy dialogi w filmie przeszkadzają, czy pomagają. Na pewno więcej wiemy (rozmowy Nicolaesa Jonghelincka z Pieterem Brueglem), zwłaszcza o kontekście historycznym – wszak namalowany w 1564 roku obraz inspirowany Biblią jest komentarzem do konfliktu religijno-narodowościowego i hiszpańskiej okupacji. Dla mnie jednak mogłoby ich nie być, bo ten film to przesłanie dla oczu, nie uszu. Tym przesłaniem jest odkrycie Bruegla i to się Majewskiemu udało.
ASPEKTY TECHNICZNE
Usłyszeliśmy obraz. I to w genialny sposób! Podobnie jak motywy na płótnie, tak i pewne dźwięki w filmie są mocno uwypuklone, jakby wypchnięte na plan pierwszy, a inne nikną w tle. Znakomicie słychać ciężki zgrzyt machinerii mielącej zboże, a w kilku scenach furkotanie materii na skrzydłach wiatraka daje nam pojęcie o tym, z jakiej perspektywy oglądamy daną scenę! To w jednym głośniku, to w drugim słychać miotanie rozcinających powietrze biczy smagających ciała skazańców (pościg za zbiegiem, batożenie kobiety). Efektowny bas ma tętent koni żołdaków czy huk przewalającego się pnia drzewa. Echem rozbijającym ciszę rozpoczyna się sekwencja w lesie przy ścinaniu drzew, gdy słychać regularny stuk topora. W filmie dominują dwa motywy muzyczne autorstwa Lecha Majewskiego i Józefa Skrzeka: pierwszy to motyw ludowy grany na rogu, drugi to prosty, ale fascynujący ową prostotą motyw muzyczny na instrument brzmiący jak mandolina lub cytra.
Obraz, jakżeby inaczej, perfekcyjny! Kolory bardzo naturalne. Różne odcienie bardzo ciepłych brązów i czerwieni. Kolory tła sinawe, niebo i miasto mają specyficzną poświatę jak z marynistycznych obrazów holenderskich mistrzów. Doskonale widać fakturę tkanin: samodziałowe wełny, przaśne lny i wreszcie eleganckie, miękkie aksamity, opalizujące lekko w świetle dnia. Mocno zaznaczony kontrast – to, co powinien zamknąć mrok, niewidoczne dla oczu tonie w bardzo specjalnym (o czym usłyszeliśmy w dodatkach) odcieniu czerni. To, na co należy zwrócić uwagę, pięknie wydobyte światłem z ciemności jest doskonale widoczne. Dostrzeżemy wiele warstw odzieży, zagniecenia na niej, małe fałdki czy rodzaj włókna. Mgła i chmury mają również swoje warstwy (i to nie kilka), a pojedyncze krople na nitkach pajęczyn lśnią jak diamenty.
BONUSY
Tłumaczone, niestandardowe w treści i szalenie interesujące przez osobę Lecha Majewskiego, na której się koncentrują. Bardzo ciekawy jest wywiad z reżyserem „Lech Majewski – O powstawaniu filmu” (20 min), w którym naświetla on genezę swego zainteresowania malarstwem i Brueglem. A opowieść to ciekawa, bo wzięła się niejako z podróżowania wakacyjnego do wuja muzykologa, który mieszkał w Wenecji. Podróż wymuszała dzień pobytu w Wiedniu, toteż młody Lech regularnie chadzał do Kunsthistorisches Museum, w którym wisiały obrazy Bruegla, by – jak mówi – wejść do wnętrza hipnotyzujących go obrazów. A mówi o obrazach w sposób fascynujący, pokazuje np., jak czytać martwą naturę, która ma bogatą symbolikę, objaśnia, jak czytać obrazy Bruegla, w których przestrzeń – mimo pozornego chaosu – jest starannie zaprojektowana i zazwyczaj ukrywa prawdziwe znaczenie obrazu.
Równie ciekawy jest materiał „Lech Majewski – Ruchome obrazy” (21 min) poruszający wiele tematów, od filmu przez malarstwo do filozofii. Tłem opowieści Majewskiego jest wystawa będąca wideofreskiem, łączącym nowoczesną technikę z malarstwem. Majewski opowiada, jak analizował obraz Bruegla zafascynowany perspektywą dzieła. By odkryć, ilu rodzajów perspektyw użył Bruegel, zamalował postacie i okazało się, że pozbawiony bohaterów obraz ma aż siedem perspektyw, które są sobie przeciwstawne, dlatego też na obrazie widać wyraźnie każdego z 500 jego bohaterów. Opowiada o symbolice obrazu – postaci młynarza, mieszkającego w surrealistycznie – bo na wysokiej skale – położonym młynie. Mówi, jak uzyskiwał odpowiednie barwy i czernie, oraz dzieli się z nami refleksją dotyczącą filozofii Bruegla, zauważając, podobnie jak jego mistrz, że w 33. roku naszej ery „media” śledziły wydarzenia w tyberiuszowym Rzymie, a nie na dalekiej prowincji, gdzie krzyżowano Chrystusa, co było nieciekawym epizodem.
Pozostałymi bonusami są wyświetlane jako pokaz slajdów zdjęcia z planu (4 min), galeria zdjęć, zwiastun, niezbyt ciekawe sceny usunięte oraz ciekawostka – materiał „Warstwy” pokazujący na przykładzie jednego kadru, z ilu warstw się składa. A czasem składał się z ponad 100!
veroika
Premiera DVD: 12.10.2012 |