Szwedzka wersja, którą tu opisujemy, a jest to pierwsze sześć odcinków drugiej serii serialu, dość znacznie różni się od wersji brytyjskiej. Czym? Na pewno klimatem. Brytyjczycy postawili na hipnotyczny thriller opowiadający nie tylko o obdarzonym znakomitą intuicją komisarzu, ale i o fenomenie zła i tragediach ludzi będących pod jego wpływem. Szwedzka wersja jest po prostu kryminałem, bardzo wiernym powieści w pokazaniu pracy szwedzkich policjantów, oddającym specyfikę skandynawskiej mentalności. Mniej w nim poprawności politycznej, więcej naturalizmu, a szwedzki odtwórca roli Wallandera poszedł w stronę uczłowieczenia bohatera, któremu bliżej do banalności niż zmęczonej genialności brytyjskiej wersji. Jego Wallander jest mniej „odjechany” i oryginalny niż jego brytyjski kolega, bardziej powściągliwy i zimny, toteż trudniej odczuć w stosunku do niego jakaś specjalną sympatię.
Tym razem partnerką grającego komisarza Kristera Henrikssona jest wciąż zjawiskowo piękna znakomita aktorka Lena Endre, która wcieliła się w rolę prokurator Katariny. Jeśli mają państwo skojarzenia dotyczące tych dwojga, to prawidłowo! Oboje grali w „Wiarołomnych” Liv Ullmann, opartych na scenariuszu Ingmara Bergmana, i podobnie jak tam potrafią oddać pewną subtelność emocji. W tym wypadku rodzącego się (nieco na przekór) uczucia, które zaczyna „organizować” im życie.
Poszczególne odcinki mają różny klimat i poziom. Najlepsza jest na pewno trzymająca w napięciu „Wiolonczelistka”, rozgrywająca się w środowisku rosyjskiej mafii, oraz „Zemsta”, której fabuła ociera się o terroryzm. Nieźle wypadł odcinek „Kurier” o dilerach narkotyków i spokojniejszy, obyczajowy „Pastor”, a swojsko – ze względu na niezbyt zresztą chwalebny polski wątek – poczujemy się oglądając „Złodzieja”. Najmniej udana jest chyba „Wina”, zbyt przewidywalna i lekko niemrawa.
ASPEKTY TECHNICZNE
Tylko polski lektor i tylko w stereo. Efekty są więc mocno przytłumione, a i subtelności charakterystycznego dla okolic Ystad dialektu zwanego rikssvenska są lekko zagłuszone polską ścieżką dialogową.
Obraz dosyć przeciętny, niezbyt ostry i zaledwie wystarczająco kontrastowy. W dalszych planach i ciemnościach trudno mówić o wyłowieniu szczegółów (wystrój statku w „Wiolonczelistce”, sceny w lesie w „Złodzieju”). Odbioru nie ułatwiają także falujące krawędzie i szemranie tła. Kolory w plenerze najczęściej naturalne, we wnętrzach niedosycone, paleta kolorystyczna uboga, oscylująca wokół brązów i szarości.
BONUSY
Brak.
veroika |
Opinie użytkowników (1)
Marcin 2020-21-02 19:44 Odpowiedz
Od czas tego serialu minęło już około 10 lat, a pani Lena Endre wciąż jest zjawiskowo piękna!