Egzorcyści podobno są wzywani do coraz większej liczby opętanych i bynajmniej nie są przeżytkiem. Ich ekranowi koledzy wzywani są równie często, ale najczęściej przegrywają z diabłem tkwiącym w szczegółach nieporadnych scenariuszy… „Rytuał” także trudno nazwać piekielnie dobrą robotą.
Głównym bohaterem filmu jest Michael, syn właściciela domu pogrzebowego, który poszedł do seminarium. Przeżył kryzys wiary, ale w końcu trafił do Watykanu, na kurs przygotowujący do egzorcyzmów. We Włoszech spotkał na swej drodze tajemniczego ojca Lucasa. Spotkanie z tym jezuitą przekona wierzącego raczej w psychiatrię Michaela, że istnieją rzeczy, których nauka nie jest w stanie wyjaśnić…
„Rytuał” jest trochę staroświecki (sposób narracji, statyczny montaż, niewiele efektów specjalnych), trochę efekciarski. Stara się mówić o rzeczach kojarzonych raczej ze średniowieczem w sposób nowoczesny – księża w swej pracy z opętanymi korzystają z najnowszych nowinek technologicznych. Za mało w nim jednak napięcia, a zbyt wiele niejasnych wątków, których nie rozwinięto do końca… Pojawiają się jakieś sentencje, które mądrze brzmią, nie znaczą nic i nie mają odniesienia do wydarzeń pokazanych w filmie. Może dlatego całość odbiera się dość obojętnie, pomimo innych walorów… Pięknych zdjęć, subtelnie nawiązujących do „Egzorcysty” (ciemna sylwetka człowieka na tle czarnej bramy), i aktorów, którzy grają nieźle. Mowa tu o niemal wszystkich, z wyłączeniem Colina O’Donoghue’a odtwarzającego główną rolę Michaela, człeka o zdrewniałym obliczu i oczach wypranych z wyrazu.
Na początku pojawia się napis, że scenariusz oparto na prawdziwych wydarzeniach, co oczywiście wywołuje zrozumiałe dreszczyki emocji. To jednak w dużej mierze chwyt marketingowy – po prostu pomysł na film przyszedł twórcom po przeczytaniu pewnego konspektu dziennikarza Matta Baglio, opisującego stworzenie specjalnej szkoły dla przyszłych egzorcystów (w ten sposób w każdej diecezji mógłby być jeden egzorcysta)… Resztę dopowiedział ksiądz, który był absolwentem tej dziwnej uczelni. Mikael Hafstrom nakręcił kiedyś rewelacyjne „Zło”. Zło z tamtego filmu, choć nie pachniało siarką, przerażało o wiele bardziej…
ASPEKTY TECHNICZNE
Jak na horror przystało, sporo w nim odgłosów i zaprawdę powiadam: tak rozseparowanych, iż zda się, że woniejący siarką il diavolo sam dyszy nad naszym uchem. Jego sączące się w nasze ucho szepty, złowieszczy rechot czy piekielne wrzaski (jego i przez niego opętanych) dobiegają naprzemiennie z prawego i lewego boku. Mocarnemu uderzeniu dźwiękiem nie umkniemy w scenach burzy (gęsty deszcz i grzmoty pojawiają się w filmie aż trzykrotnie), koszmaru sennego Michaela oraz tragicznego wypadku samochodowego, gdy pisk opon i zgrzyt blachy uderza po uszach. Jednak najbardziej skuteczne w wywoływaniu ciarek są wizgi paznokci Rosarii orającej nimi drewniane oparcie krzesła czy kafelki szpitalnego pokoju. Brrr.
Obraz bardzo ostry, czego doświadczamy już w pierwszych, pełnych zbliżeń sekwencjach przygotowywania ciała młodej samobójczyni do pogrzebu. Kontrast niezły, co przydaje się w scenach egzorcyzmów dokonywanych w ciemnej izbie czy sekwencjach deszczowo-nocnych, gdy w ścianie deszczu widać pojedyncze krople. Brak usterek, poza niemal niezauważalnym falowaniem krawędzi (okapy dachów). Kolorystyka na przemian zimna i ciepła. Rzym wita nas oranżami i żółciami domów, zieleniami trawy i błękitem nieba. Zimne sekwencje spowite szarością i zielenią to sceny szpitalne oraz sceny w domu / kostnicy Michaela i jego ojca.
BONUSY
Tylko sceny niewykorzystane (12 min) z napisami polskimi, mało istotne, może poza dwoma – intrygującą rozmową Michaela z Lucasem i symboliczną sceną seksu w remontowanym kościele.
Jan / veroika
Premiera DVD i BD: 14.10.2011 |