Począwszy od pomysłu polegającego na poddaniu bajek dla dzieci lekkiej, hmmm, przeróbce na potrzeby dorosłych, przez świetny, mocno abstrakcyjny humor, po diablo dobre wykonanie, o czym nie trzeba wcale przekonywać, gdy wymieni się takiej klasy aktorów jak Bożena Dykiel, Bogusz Bilewski, Mieczysław Pawlikowski czy Hanna Balińska. Ale prawdziwą gwiazdą owych bajek był ich narrator Jan Kobuszewski, nobliwie wyglądający, zasiadający w wysokim fotelu, przedstawiający prolog i epilog w sposób tak komiczny, jak to się tylko dało (biorąc pod uwagę cenzurę). Jego podlane ironią puenty nawet po latach kładą na łopatki, zresztą nic dziwnego, skoro wśród autorów tekstów były tej miary nazwiska co Maria Czubaszek.
Trudno doprawdy określić, która spośród 11 bajek jest najzabawniejsza. My palmę pierwszeństwa przyznalibyśmy „Zgadywance”, opowiadającej historię dziewczyny (cudownie naiwna Bożena Dykiel), która od czarodzieja (bardzo kuszący Tadeusz Pluciński) chce się dowiedzieć, w co zamienił jej narzeczonego, a na pewno w coś zmienił, bo o zgrozo zaginął przed samym ślubem, wyszedłszy po… tytoń. Utkwiła nam również w pamięci opowieść o księciu Birbantu, bawidamku i donżuanie, którego dosłownie i w przenośni podbija pewna uparta i ambitna księżna. Ale i współczesne bajki (bo takie też brano na warsztat) mają swój urok – jak ta „O Filipie, który nie zwariował”, choć w efekcie został psem, podsumowana z filozoficznym spokojem: „Każda kobieta woli mieć normalnego psa niż zwariowanego męża”. Świetna jest również bajka „Wśród dzikich” z genialnym Mieczysławem Pawlikowskim i Lechem Ordonem, grającymi dwóch angielskich dżentelmenów toczących nawet w kotłach ludojadów akademicką dyskusję, któreż to plemię, Kuku czy Muni, ich zaraz spałaszuje. Trzeba dodać, że choć zmieniły się realia, bajki się nie zestarzały. I powiedzmy takie opowiadanie o dziewczynce z zapałkami, której rodzice w obawie o jej zdrowie wyrzucają z pudełka co drugą, która się nie zapala, mimo że straciło na aktualności, to dzięki swej satyrycznej umowności jest zrozumiałe i dla pokolenia, które zapałki zna ze słyszenia.
ASPEKTY TECHNICZNE
Tu nie może być dobrze. Czarno-biały program ma niemal pół wieku i nadgryzł go już ząb czasu. Poza ściemnieniami i rozjaśnieniami psują obraz usterki samej taśmy – szerokie paski, kropki, rysy i włosy.
Obraz ma dosyć kiepski kontrast i ostrość, ale w tym akurat wypadku nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo te usterki maskują niedoróbki bardzo umownej scenografii, robionej przecież z kartonu i ścinków, tutaj nabiera ona głębi i uroku. Czerń trzyma się nieźle i jest dosyć wyraźna, bieli jako takiej brak.
Dźwięk w Dolby Digital Mono, ale dialogi puszczone na 5 kanałów odzywają się też w tyłach, a ścieżka nabiera oddechu. Odbioru nie zakłócają żadne nadprogramowe trzaski czy szumy, dialogi są dobrze słyszalne, a figlarna, dobrze rozpoznawalna ścieżka muzyczna brzmi – jak na swoje lata - rześko.
BONUSY
Nic.
veroika |