Jego Robin to twardziel, trochę manipulator, łucznik świetny, ale też i bez przesady, rycerz wplątany przypadkowo w wir historii, która uczyni z niego legendę.
Otóż film opowiada o dość krnąbrnym i skorym do bitki (wszak gra go Russell Crowe) królewskim łuczniku Robinie, który po śmierci walczącego we Francji władcy wraca do Anglii. Przy okazji przywozi królewskie insygnia, które wyrwał z francuskich łap, a także… nową tożsamość – odtąd zwie się Robertem z Loxsley (imię „pożyczył” od zabitego szlachcica). Robin (tudzież Robert) naraża się jednak zarówno porywczemu nowemu królowi Anglii, jak i przebiegłemu zdrajcy marzącemu o podboju Albionu wspólnie z armią francuską. Pomimo więc tego że zaszył się z kompanami w cichej posiadłości Loxsleya i nawet zyskał przychylność Marion, wdowy po zmarłym Robercie, jego życiu zagraża wielkie niebezpieczeństwo.
Nikt, kto lubi twórczość Ridleya Scotta, nie powinien być tym filmem rozczarowany. To męska, mocna, niestroniąca od brutalnych scen i realistycznych sekwencji batalistycznych opowieść o twardym facecie, który ma przeciwko sobie o wiele silniejszych wrogów i musi walczyć o życie swoje i swych najbliższych. Jest motyw zemsty, jest zarysowany w tle romans, jest odrobinka humoru i zbędny patos w finale. A wszystko to pięknie sfotografowane – kadry urzekają swą malarskością, montaż jest niezwykle dynamiczny, kostiumy wiernie odtworzone, charakteryzacja znakomita.
Jeszcze kilka słów o aktorstwie – Russell Crowe gra poprawnie, choć nie jest to jedna z jego wybitniejszych kreacji, Cate Blanchett chyba nie do końca pasuje do roli Marion (gra na tych samych nutach co w „Elizabeth”: twardą, wyzwoloną kobietę, która – to już kompletna przesada i jedna ze słabszych scen filmu – rusza w zbroi konno na wroga). O wiele lepiej poradzili sobie odtwórcy ról czarnych charakterów: Mark Strong jako szalony Godfrey czy Matthew Macfadyen jako szeryf z Nottingham (w rolę tę pierwotnie miał także wcielić się Crowe!).
Powstało wystawne – budżet wyniósł około 200 milionów dolarów – widowisko demitologizujące legendarnego wyrzutka, tym razem skąpanego w błocie i krwi wrogów. Ogląda się to z przyjemnością, ale bądźmy szczerzy – każdy chyba woli Robina jako romantycznego łotrzyka, któremu towarzyszą weseli kompani…
CIEKAWOSTKI - ROBIN BEZ RAJTUZ
Jan |