Chociażby dlatego, że po raz pierwszy w historii (i prawdopodobnie ostatni) w jednej scenie możemy zobaczyć Sylvestra Stallone’a, Arnolda Schwarzeneggera i Bruce’a Willisa (a niewiele brakowało, by dołączył do tego grona Jean-Claude van Damme). Co prawda nie wymachują w niej wielkimi spluwami, a grzecznie gadają w kościele, ale zobaczyć takie trio to zawsze coś!
Fabuła filmu jest prosta jak drut – ot, mamy kolejną grupę wspaniałych najemników, wśród których jest i pirotechnik, i mistrz rzucania nożami, którzy chcą przejść na emeryturę (w zasadzie to chcą i nie chcą zarazem), ale przedtem czeka ich wykonanie jeszcze jednego zadania. Celem szlachetnej misji jest likwidacja podstępnego dyktatora jakiegoś państwa w Ameryce Południowej (dyktatora wzorowano na Manuelu Noriedze), który skumał się z handlarzami narkotyków. Otacza go świetnie uzbrojona eskorta, jest jeszcze wątek z piękną a uwięzioną kobietą, w której zadurzył się dowódca grupy Barney Ross (w tej roli rzecz jasna Sly). Czyli to, co tygrysy lubią najbardziej.
Tak naprawdę to wszystkie poboczne wątki są niepotrzebne. Wszystko bowiem zmierza ku jednemu – kolejnej, jeszcze efektowniejszej rozwałce (najciekawiej wypadła chyba ta na nabrzeżu). Nie chce się wierzyć, ba – brzmi to jak żart, że Stallone napisał… sto różnych wersji scenariusza, zmieniając poszczególne wątki! Trup ściele się tak gęsto, że przysłonił portrety psychologiczne bohaterów, a jeśli jeszcze któryś próbuje się pokazać jako człowiek z krwi i kości, szybko niknie w dymie po następnej eksplozji. Gdyby „Niezniszczalni” byli akcyjniakiem na serio, nie dałoby się ich oglądać. Na szczęście powoli żegnający się chyba z rolą superherosa Sylvester Stallone ma do swego dzieła sporo dystansu i co chwila puszcza oczko do widza. Bohaterowie są specjalnie przerysowani, eksplozje i strzelaniny wyolbrzymione – widać, że ekipa od razu założyła, że będzie się bawić w robienie kina dla dużych chłopców. Tak więc nie ma sensu narzekać, że bohaterski pan X jest płaski jak kartka papieru, a złoczyńca Y komiksowy. „Niezniszczalnych” trzeba potraktować jako zabawę, cieszyć oczy pomysłową choreografią scen walk, pięknymi kobietami i plenerami, kolejnym dużym bum na ekranie. Jeśli tak właśnie ten film potraktujemy, niespełna dwie godzinki projekcji miną w przyjemnej atmosferze.
CIEKAWOSTKI: SAMBA Z KASKADERAMI
Jan |