„Hanzo Brzytwa” to film samurajski, w którym bardzo widoczne są inspiracje amerykańskim kinem spod znaku „Shafta”, „Jamesa Bonda” czy „Brudnego Harry’ego”. Obraz Kenjiego Misumiego został nakręcony na podstawie mangi Kazuo Koikego.
Główny bohater, Hanzo zwany Brzytwą, jest policjantem pilnującym porządku na ulicach Edo (dzisiejsze Tokio). Czyni to jednak w sobie właściwy sposób, wykorzystując nie tylko wymyślne gadżety, ale też posiłkując się współpracą z przestępcami. Współpracę tę wymusza na nich torturami, wypróbowanymi wcześniej na samym sobie.
Jednak najstraszniejszą bronią Hanzo Brzytwy jest jego legendarny już w Edo organ, który dzięki ćwiczeniom (polewanie penisa wrzątkiem, okładanie go pałką, kopulowanie z woreczkiem z ryżem) zyskuje taką siłę i wielkość, iż służy do przesłuchiwań opornych kobiet. Każda z nich w wyniku tych „tortur” zdradza nawet największe tajemnice. One właśnie doprowadzają Hanzo do celu, czyli odkrycia tajemnicy dworu w Edo i zlikwidowania tajemniczego mordercy Kanbei.
„Hanzo Brzytwa” to dziwny film, ma w sobie urok starego dobrego kina z lat 70., z elementami seksu, aluzji politycznych i staroświeckich pojedynków na miecze, ale jest przy tym rozbrajająco zabawny: te dłuuuugie sceny kopulacji, w których kobiety mdleją z rozkoszy, a Hanzo zachowuje niewzruszoną minę, te równie dłuuuugie sceny tortur, w których Hanzo karze się przygważdżać sługom kamiennymi blokami, by poczuć dojmujący ból i w ten sposób odkryć nieznane pokłady cierpienia… Dialogi są mocno napuszone, a zachowania bohaterów sztucznawe, za to sceny walk (trochę ich jednak mało) mają odpowiednią dynamikę, a i krew leje się, ciurka i sika na boki niezwykle malowniczo. Cudaczność dla koneserów tego typu kiczu, który jest tak straszny, że aż piękny.
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz wygląda jak produkcja z lat 70., jest dosyć ciemnawy, ma stonowane kolory ograniczające się de facto do odcieni brązu i granatu. Żywe kolory to głównie czerwone strumyki krwi. Obraz jest jednak ładnie odczyszczony i jak na czterdziestolatka prezentuje się nieźle. Nieliczne śmieci analogowe, mocne szemranie tła, miękka faktura obrazu i słaby kontrast to główne zarzuty wobec niego.
Dźwięk w stereo, adekwatny do jakości materiału wyjściowego. Dialogi w wersji japońskiej brzmią dynamicznie (zresztą nic dziwnego, skoro odnosimy wrażenie, że nawet spokojnie rozmawiając Japończycy wciąż się kłócą). Ścieżka dźwiękowa kuriozalna! Współczesne sentymentalne melodie ilustrują mocno przemocowe, było nie było, sceny miłosne, a podkład muzyczny kojarzący się z sensacyjnymi filmami amerykańskimi towarzyszy wypadom samurajów i ich sług.
BONUSY
Spod miecza Hanzo Brzytwy uszły cało jeno fragmenty siedmiu filmów z oferty z cyklu „Azjamania”.
ren / veroika
Premiera DVD: 28.05.2011
CIEKAWOSTKI CUDOSCENA
|