XIX wiek, Stany Zjednoczone. Czarnoskóry nowojorczyk Solomon Northup jest szczęśliwym mężem i ojcem, zdolnym skrzypkiem, człowiekiem wykształconym i szanowanym. W efekcie podstępu zostaje wywieziony na południe kraju i sprzedany jako niewolnik. Pod batem kolejnych właścicieli jego gehenna trwa 12 lat, w czasie których Solomon próbuje przetrwać i ocalić godność.
Film został nakręcony na podstawie wspomnień spisanych przez urodzonego 200 lat temu Solomona Northupa, który po ponad dekadzie od porwania doczekał się wolności i stał się aktywnym działaczem ruchu abolicjonistycznego. „Zniewolony..." wciąga praktycznie od pierwszej minuty. Przenosi nas w czasy nie tak bardzo odległe i pokazuje, jak zmienia się życie normalnego człowieka, takiego jak my, który ma rodzinę, pracuje, kieruje się w życiu sercem i rozumem, a który nagle zostaje sprowadzony do roli narzędzia. No może jeszcze do roli obiektu wyładowywania agresji. Trudne zadanie ciążyło na odtwórcy głównej roli, Chiwetelu Ejioforze, żeby nie popaść w tani sentymentalizm, patos czy cierpiętnictwo. Jego gra jest oszczędna, wyważona – i było to bardzo dobre posunięcie, bo w ten sposób dramat jego bohatera wybrzmiewa jeszcze bardziej dojmująco.
ASPEKTY TECHNICZNE
W palecie barw dominują chyba wszystkie odcienie brązu (karnacje niewolników od hebanowych po mleczno-kawowe), poza tym sporo beżów (odcienie ziemi) i zieleni (zarośla nad rzeką, pola bawełny, park w Waszyngtonie). Ostrość dobra choć nie przesadnie żyletkowa, kontrast daje sobie radę z ciemnymi wnętrzami niewolniczych chat, ponurym wnętrzem barki czy też salonami plantatorów, oświetlonymi pełgającym po ścianach, tworzącym mozaikę światłami lamp naftowych. Zdarzają się szemrania tła.
W warstwie dźwiękowej jest ciekawie. Właściwie cały czas mamy do czynienia z inwazją przyrody: bardzo intensywna gra świerszczy w dzień, kumkanie żab czy pohukiwania puszczyków nocą tworzą niesamowitą otoczkę otulającą słuchacza. Do tego dochodzą szmery kroków na żwirowanej ścieżce czy cichy szelest sukien dam poruszających się po pokojach. Z mocniejszych bardzo nieprzyjemnych dźwięków wybija się na plan pierwszy świst bata przecinającego ciało w scenie biczowania niewolnicy czy okrzyki rządców poganiających ludzi do pracy w polu. Muzyka jest dziwna, chwilami mocno kakofoniczna, chwilami transowa z mocnymi akcentami gospel. Dialogi z wyraźnymi południowymi akcentami dochodzą z centrum.
BONUSY
Nic oprócz zwiastunów.
itk / veroika |