Już wiemy do czego są zdolne złe mamuśki w dzień powszedni. Idą Święta, a to w życiu każdej pani domu jak wiadomo szczególny czas. Tygodnie harówki przy garach, walka wręcz przy sklepowych ladach o najlepsze kąski, detektywistyczna praca w poszukiwaniu prezentów dla całej rodziny. Po prostu pełnia szczęścia. Złe mamuśki dawno jednak zrzuciły kajdany perfekcyjnej pani domu i mogłyby się tym świątecznym czasem cieszyć z drinkiem w ręce, gdyby nie fakt, że zbliżają się jeźdźcy Apokalipsy czyli ich szacowne mamusie: strażniczki rodzinnych tradycji, konserwatywne jak dąb Bartek i surowe jak treser dzikich zwierząt.
Święta Bożego Narodzenia to dla większości matek harówka do kwadratu i podyktowana na pewnie nie potrzebami ich bliskich, ale imperatywem wewnętrznym, który nie pozwala na odpuszczenie sobie przygotowywania 300 pierożków, 2 pasztetów, 3 rodzajów ciast, pucowaniu okien i wymiataniu kurzu z najmniejszych zakamarków. Złe mamuśki 2 podejmują ten temat w sobie wiadomy sposób podbijając stawkę wizytą mniej (lub bardziej) spodziewaną matek głównych bohaterek. A każda z nich jest horrorem z innej półki, prym wiedzie upiorna, stawiająca wysokie wymagania wobec wszystkich perfekcyjna pani domu w osobie mamy Amy, Ruth wyglądającej jak wycięta z żurnala. Słodka do obrzydliwości matka Kiki, Sandy, bluszcz w czystej postaci i bujająca w obłokach Isis, matka Carli dotrzymują jej pola. Największą, bowiem zaletą tego filmu jest obsada, aktorki grające z dużą wiarygodnością różne charakterologicznie postacie bohaterek i ich matek. Strzałem w dziesiątkę jest genialna Cristine Baransky w roli Ruth, która potrafiła oddać rozdarcie swej na pozór zimnej jak bryła bohaterki, a jednak pełnej kompleksów skrzywdzonej przez własną matkę wciąż w jakimś stopniu małej dziewczynki. Jeśli mówić o wartościach tego filmu to są nimi właśnie takie zasygnalizowana przynajmniej problemy.
Trudno jednak skupić się na tejże refleksji skoro powtarzany w dwójce leit motiv filmu to kompletna, totalna, bezrozumna rozpierducha, która zapewne w zamyśle twórców miała być chyba metaforą wyzwalania się z okowów stereotypów, a jest – przynajmniej dla mnie – dowodem na freudowską „histerię macicy”, czyli działanie kobiet zaczadzonych hormonami. I tak oto coś co miało być feministycznym manifestem staje się wodą na młyn mizoginów. Poza tym ileż można oglądać w zwolnionym tempie jak 3 dorosłe baby uchlane w sztok wygłupiają się w supermarkecie, kradnąc choinkę i molestując Mikołaja?
Gdyby film koncentrował się na owych patologicznych (czy jak wolą psycholodzy dysfunkcyjnych) relacjach miedzy córkami i matkami wyszłoby mu to na dobre. A tak znów przedobrzono w stronę wulgarnych żartów o depilacji męskiego rowka, szarżowania i łopatologii.
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz radośnie kolorowy: dominuje świąteczna czerwień i srebro ozdób choinkowych. Dobra ostrość i kontrast. Brak usterek.
Dźwięk komediowy z przewagą dialogów, ale są też mocniejsze akordy w sekwencjach szału Amy, imprezy w pubie, marketowych zakupów i przystrajania domu.
BONUSY
Booklet ze zwiastunami.
Veroika
|