Poza tym fabuła jest niemal identyczna, a część dialogów zwyczajnie pozostawiono. Oglądamy więc przygotowania do pogrzebu głowy rodu. Na uroczystość zjeżdża się cała, nieco dziwaczna, rodzinka, która żywi do siebie przeróżne urazy. Oczywiście od początku nic nie idzie zgodnie z planem (przywieziony zostaje nie ten, co trzeba, nieboszczyk, narzeczony wnuczki denata przypadkowo zażył halucynogenów), na dodatek w domu zjawia się pewien tajemniczy karzeł, który okaże się… szantażystą grożącym ujawnieniem pikantnych szczegółów z życia zmarłego!
Amerykańska przeróbka angielskiej czarnej komedii, czarnoskórzy komicy – to nie wróżyło dobrze… Film jednak miło zaskakuje. Nawet tych, którzy widzieli oryginał. Mniej jest czarnego humoru, aktorzy może nie grają tak wyrafinowanie, ale jest bardziej żywiołowo (przednia kreacja wydurniającego się aż miło Jamesa Marsdena w roli naćpanego Oscara). I ten żywioł potrafi ponieść widza. Okazuje się, że przy odrobinie chęci i dzięki lekkiej ręce reżysera można się dobrze bawić nawet przy oglądaniu remake’ów! Warto zwrócić uwagę na Petera Dinklage’a („Dróżnik”), który powtarza swą rolę z oryginału i jest w niej równie czarujący.
Jan |