Powielanie schematów w horrorach ma sens tylko wtedy, gdy wymyśli się w nich coś naprawdę budzącego przerażenie i zapadającego w pamięć. Najnowszy obraz Wesa Cravena zdaje się być filmowym wejściem do tej samej rzeki, co zresztą było, jak słyszmy, zamierzeniem twórcy. Nic więc dziwnego, że ma się wrażenie powtórki z rozrywki, z klasyki, jaką pamiętamy choćby z „Krzyków”. I choć mordowanie amerykańskich nastolatków jest miłe dla oka (miewają ze dwa litry więcej krwi niż ci z Europy), a nawet pożądane (mają też sporo na sumieniu), to jednak wtórność jest nieodłącznym elementem pofilmowych wrażeń.
A fabuła przedstawia się następująco. Kilkanaście lat temu umarł (a może nie, bo ciała nigdy nie odnaleziono) brutalny seryjny morderca. Ponieważ miał wieloraką osobowość, istnieje podejrzenie, że wróci i zabije wszystkich, w których ciała wcieliły się jego poszczególne osobowości, które zawarły układ z psychiatrą i wydały go policji. Owa Siódemka z Riverton, ówczesne wcześniaki urodzone tej samej nocy, której został zdemaskowany, a teraz zwariowane nastolatki, co roku spotyka się, by wraz z przyjaciółmi symbolicznie przegnać potwora, który ma wyłonić się z rzeki (według powstałej przepowiedni). Zazwyczaj taka impreza staje się źródłem zabawy, jednak w dniu ich 16. urodzin przepowiednia zaczyna się sprawdzać.
Niestety, nie chciało się mistrzowi popracować za bardzo nad stworzeniem efektownej i oryginalnej postaci seryjnego mordercy – najnowszy wytwór jego wyobraźni jest po prostu nijaki i bez wyrazu, a co za tym idzie, nie wzbudza zbytniego dreszczu emocji. „Zbaw mnie ode złego” to horror, który zadowoli raczej mniej wymagających miłośników gatunku albo dopiero wkraczających w jego odmęty.
ASPEKTY TECHNICZNE
Co jak co, ale dźwięk ucieszy nas niepomiernie! Już pierwsza sekwencja z rozmową wielorakich osobowości Abla ze sobą jest świetnie rozegrana. Każdy głos jest wyraźnie inny, każdy dochodzi jakby z innej strony. Mamy wrażenie tego samego chaosu w głowie, który musi towarzyszyć temu schorzeniu! Potem jest już porządnie akcyjnie. Bas towarzyszy wypadkowi ambulansu, gdy gnie się blacha, samochód uderza o ziemię i wybucha zbiornik z benzyną. Wszystko oczywiście świetnie rozparcelowane po kanałach, podobnie jak bardzo dynamiczna szamotanina Buga z mordercą w końcowych scenach. Równie dobrze wypadają pojedyncze odgłosy: grzmot burzy, szkolny dzwonek czy trzepot ptasich skrzydeł, które dochodzą gdzieś z tylnego lewego kanału, czy odgłos bicia serca z prawego. Nieprzyjemnie zgrzyta nóż przesuwany po ścianach domu i jego miękki plask, gdy zagłębia się w ciała ofiar. Nastroju dopełnia iście horrorowa muzyka.
Obraz już nie oferuje takich atrakcji, jest bowiem po prostu bardzo porządny, ale i zrobiony bez specjalnie artystycznej koncepcji plastycznej. To, co ważne przy tego typu filmach, czyli widoczność szczegółów, jest znakomite: błysk ostrza noża, odcień czerwieni wypływającej litrami krwi czy odcinające się w mroku sylwetki walczących dają pojęcie o dobrej jakości transferu, który cierpi jedynie na drobne falowania krawędzi.
BONUSY
Krótkie wywiady z dwójką młodych aktorów (ogólne och i ach), odtwórca roli Abla Plenkova, który mówi o tym, że wygrywał swe wielorakie osobowości po obejrzeniu gry aktorów, czyli dzieci, w które później się one wcieliły. Najdłuższy wywiad to rozmowa z Wesem Cravenem, który wspomina, że ów horror miał być nostalgicznym powrotem do podstaw, czyli jego pierwszych filmów. Oprócz opatrzonych polskimi napisami wywiadów na płycie znajdziemy też standardową garść zwiastunów.
ren / veroika
Premiera DVD i BD: 13.06.2011 |