„Zanim zasnę” to ekranizacja, całkiem wierna (różnice: książkowa Christine zbliża się do 50., w filmie jest młodsza, w książce robi notatki, w filmie nagrania), poczytnego dreszczowca S.J. Watsona. Główną bohaterką jest Christine, kobieta w średnim wieku, która cierpi na specyficzną amnezję – codziennie po przebudzeniu musi od nowa dowiadywać się wszystkiego o sobie i mieszkającym z nią Benie. Od pewnego czasu codziennie rano dzwoni do niej jednak telefon: głos doktora Nascha daje jej wskazówki – musi znaleźć ukrytą w pudełku po butach kamerę i przejrzeć film, który nagrała poprzedniego dnia bez wiedzy męża. Z kolejnych nagrań i rozmów z Naschem kobieta dowiaduje się, że została ciężko pobita, a także że miała syna. Ben twierdzi, że syn zmarł, gdy była w szpitalu, jednak czy to prawda? Christine zaczyna coraz mniej ufać swemu małżonkowi…
Nie można powiedzieć, że „Zanim zasnę” to zły film: to naprawdę solidny dreszczowiec, który w paru momentach potrafi nas zwieść (scena wspomnieniowa, w której Christine „identyfikuje” Nascha). Z drugiej strony dość szybko czujemy, że coś z Benem jest nie tak, co zdecydowanie obniża poziom napięcia, poza tym w finale mamy już typowe dla tego gatunku, choć raczej niższej klasy, rozwiązania, typu „ona ucieka, on ją łapie, ona go uderza, on znów wstaje itp.”… Może więcej napięcia byłoby, gdyby Colin Firth (Ben) zagrał bardziej niejednoznacznie, tymczasem od początku mrozi nas chłodem swego spojrzenia… W sumie nie jest źle, ale – zwłaszcza biorąc pod uwagę obsadę – mogło być lepiej.
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz jest mocno ascetyczny jeśli chodzi o kompozycję kadrów i kolory. Trzymano się zasady minimalizmu. Z obrazu wieje chłodem, kolory są zredukowane do kilku barw: szarości, błękitów i bezy. W scenach plenerowych sporo zieleni. Oświetlenie też sprzyja trzymaniu dystansu, jest zimne (światło poranka w domu). Zwłaszcza kolorystyka scen na parkingu jest mocno odpychająca, bo jarzeniówki oświetlają postaci bohaterów na mdławo żółto. Ostrość za to przednia! W wielu zbliżeniach widać detale postaci (włoski na ręku, łzy, pręciki w tęczówce oka). Kontrast bardzo dobry, nie ma zbytnich problemów z odróżnieniem podobnych do siebie kolorystycznie płaszczyzn.
Dźwięk ciekawy z budującą napięcie muzyką skrzypcową. Tyły mocne momentami, dają power, gdy trzeba na coś zwrócić uwagę, np. na plask uderzenia w twarz, rozbijanej butelki, dzwonka alarmu czy krótkiego, nerwowego oddechu.
BONUSY
Tylko zwiastuny.
Jan/veroika |