Zaczyna się nieźle – dziwna katastrofa sprzed lat i tajemnicze morderstwo, którego zagadkę trzeba rozwiązać w ciągu kilku dni. Niestety „Zamieć” poza prawie nagim, pięknie wyeksponowanym na początku ciałem Kate Beckinsale ni nas ziębi, ni grzeje. A skądinąd powinna mrozić krew w żyłach, bo jest w końcu thrillerem, i to z elementami kryminału. I to na Antarktydzie...
Co jest dobre w filmie Seny, to pomysł związany z umiejscowieniem akcji na śnieżnej pustyni. Samo to pozwoliło wnieść coś nowego do scen ucieczki i pogoni. Szacunek! W warunkach panujących na Antarktydzie nie wiadomo bowiem, kto jest bardziej niebezpieczny: czy napastnik próbujący dorwać piękną Carrie, czy zabójcza aura. W czasie antarktycznej zadymki śnieżnej (a właśnie podczas niej dwukrotnie w filmie dochodzi do konfrontacji przedstawicieli dobra i zła) jest się niemal ślepym – widzi się bowiem tak, jakby włożyło się na głowę plastikowy kubeł. Wypięcie karabinka z poręczówek rozciągniętych między budynkami grozi zgubieniem się i zamarznięciem nawet kilka metrów od drzwi wejściowych. Na domiar złego przy temperaturze minus 50 stopni Celsjusza każda naga powierzchnia ciała natychmiast zamarza. Tak więc pogoda stanowi niezłą konkurencję nawet dla bezlitosnego mordercy.
Ten mocny motyw jest jednocześnie słabością filmu – w takich warunkach nie ma mowy o spektakularnym dynamizmie finału. Ot śnieg, słaba widoczność i cienie miotające się w tej śnieżnej śmietanie. „Zamieć” lekko też kuleje, jeśli chodzi o narrację, zdarzają się dziury pozbawione napięcia, a liczne retrospekcje nie dość, że spowalniają akcję, to w dodatku natrętnie wskazują widzowi dużym paluchem zagrożenie, z którego bohaterka póki co nie powinna zdawać sobie sprawy. Czyżby Dominikowi Senie („Kalifornia”, „Kod dostępu”) na dalekim południu lekko zmarzły czujniki reżyserskiej intuicji?
ASPEKTY TECHNICZNE
Jak niemal każda nowa produkcja film jest bezbłędny, jeśli chodzi o czystość przekazu. Głębię pól lodowych ładnie budują odbijające się od powierzchni resztki słonecznego światła. Obraz jest wyraźny i bardzo ostry. Odcinające się od tła płatki śniegu można niemal policzyć.
Nie brakuje kilku atrakcji w ścieżce dźwiękowej. Primo – to obfitująca w zgrzytanie i gięcie blach katastrofa samolotu szorującego brzuchem po zmarzlinie. Secundo – standardowe sceny akcji z przestrzennie zaznaczoną strzelaniną w samolocie i napaścią na stacji Wostok, gdzie odgłosy uderzania czekanem mają spory impet. Tertio – to sceny zamieci śnieżnej, w której tyły szumią i świszczą intensywnie, potęgując wrażenie osaczenia w śnieżnej pułapce. Dźwiękowo zatem całkiem, całkiem.
BONUSY
Czterominutowy montaż dwóch scen niewykorzystanych, właściwie nie wiadomo czemu usuniętych, bo film jest krótki. Pierwsza obrazuje jednostajność pracy Carrie, druga wyjaśnia obecność poszukiwanego Amerykanina na stacji Wostok. Prócz tego zwiastun.
veroika |