Bastoy to wyspa leżąca około 75 kilometrów na południe od Oslo. Na początku XX wieku założono tam coś w rodzaju zakładu poprawczego dla nastolatków, obecnie działa tam… pierwsze ekologiczne więzienie na świecie (skazani mieszkają w drewnianych chatach, prowadzą farmę ekologiczną, do dyspozycji mają sprzęt wędkarski, trasy narciarskie i małą stadninę). „Wyspa skazańców” opowiada oczywiście o pierwszym, mniej chlubnym, okresie – wówczas przetrzymywani tam chłopcy żyli w spartańskich warunkach, a zakład przypominał ciężki obóz pracy z sadystycznymi nadzorcami. Opowiedziane w filmie wydarzenia rozegrały się naprawdę, w roku 1915.
Akcja rozpoczyna się tak naprawdę w chwili przybycia na wyspę niesłusznie skazanego za morderstwo Erlinga. Hardy 17-latek nie zamierza poddać się terrorowi nadzorców, stając się oczywiście ich celem – brutalni strażnicy (i może nie do końca taki zły, ale dziwnie bezwolny i zbyt idealistyczny naczelnik Bestyreren) próbują chłopaka złamać za wszelką cenę. Erling nie poddaje się, marząc o ucieczce. Wie jednak, że sam nie jest w stanie pokonać odległości dzielącej go od brzegu – namawia więc kompanów do ucieczki łodzią. Próba nie przynosi powodzenia, ale pragnienia wolności i zarzewia buntu wśród chłopców nic nie jest już w stanie ugasić…
Mocny, brutalny nieraz film, trzymający w napięciu od pierwszej do ostatniej sceny, świetnie zagrany, świetnie nakręcony, drażniący nerwy widza, potrafiący zaangażować emocjonalnie i poruszyć. Wielką zaletą filmu są niejednoznaczni bohaterowie – w każdym z ich można znaleźć cechy demoniczne, wręcz zwierzęce, ale i w każdym tli się ziarnko dobra (nawet w strażnikach, którzy wierzą, że brutalne metody naprostują życie młodocianych przestępców). Bardzo dobre kino!
Jan
|