Doszło do tego, że zmieniła się w zwariowaną komedię, w której błyszczeć miał Adam Sandler. Komik odrzucił projekt, wyeksponowano więc elementy akcji i zaoferowano rolę Gerardowi Butlerowi. I on nie podpisał kontraktu. Nad tekstem pracowało jeszcze 7 tak zwanych „doktorów scenariuszy” (ich udział zazwyczaj nie wróży niczego dobrego – jak nikt potrafią wytropić i zabić każdy przejaw oryginalności w tekście), nim ostatecznie zainteresował się nim Tom Cruise. Scenariusz przez ten czas nabawił się wyraźnych odleżyn – jest wtórny, chaotyczny, a czasem nielogiczny…
„Wybuchową parę” porównuje się z „Mr. And Mrs. Smith”, a także z „Panem i panią Kiler”. W obu porównaniach wypada blado – jest zdecydowanie mniej zaskakująca niż obraz z duetem Jolie – Pitt i zdecydowanie mniej zabawna niż obraz z Ashtonem Kutcherem… Twórcy tej opowieści o zwykłej samotniczce, której życie odmienia spotkanie z tajnym i śmiertelnie niebezpiecznym agentem, nie potrafili wybrać: opowiadać historię serio czy półżartem? Mamy więc sceny dość brutalnych zabójstw, a zaraz potem zbira, który w obawie przed wypadnięciem z pociągu zamiast liny kurczowo trzyma się… pęta kiełbasy. Śmiejemy się, a za chwilę mrozi nas tryskająca na poważnie krew. W przerwach oglądamy ustawioną wyłącznie na jeden tryb („jestem potwornie przerażona”) twarz Cameron Diaz…
Nie można natomiast nie pokiwać z uznaniem głową nad wyczynami Toma Cruise’a (tajny agent) – aktor fizycznie jest w doskonałej formie, a i gra przyzwoicie, puszczając co chwila oczko do widza. Dzielnie wspierają go spece od efektów specjalnych – zgodnie z tytułem jest wybuchowo (do tego mamy na przykład ucieczkę na skuterze przed stadem rozpędzonych byków pędzących wąskimi uliczkami). I bardzo efektownie (budżet zbliżał się do sumy 120 milionów dolarów). W sumie, patrząc na datę premiery kinowej „Wybuchowej pary”, można jej wiele wybaczyć – to typowe kino wakacyjne, nakręcone ku uciesze gawiedzi, film, którego jedyną ambicją jest bawić przez dwie godziny. Momentami twórcom się to udaje, choć generalnie dzieło tak doświadczonego reżysera jak James Mangold („Przerwana lekcja muzyki”, „Spacer po linie”, „Tożsamość”) nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań…
Jan |