Louis Bloom to drobny cwaniaczek, który specjalnie nie ma pomysłu na życie. A chciałby żyć wygodnie. Przez przypadek jest świadkiem wypadku, na miejscu widzi ekipę kręcącą materiał o ofiarach. Praca wydaje się niezbyt ciężka, jest dobrze płatna. Louis załatwia sobie amatorską kamerę, jeździ na miejsca wypadków, strzelanin, pożarów. Traktowany jest jak intruz, nie ma wszak żadnej legitymacji, znajomości. Ale dzięki uporowi i przede wszystkim bezczelności w końcu udaje mu się nagrać materiał, jakiego nie ma nikt. Zgłasza się z nim do Niny Rominy, redaktorki telewizyjnej, która kupuje materiał i jest chętna na dalszą współpracę. Louis dostarcza kolejne nagrania, kupuje lepszy sprzęt, zatrudnia pomocnika. Wkrótce zwykłe relacje z wypadków i katastrof przestają mu wystarczać – mężczyzna pragnie kręcić materiały idealne, jakich nikt nie ma i nie może zdobyć. Zaczyna więc poprawiać rzeczywistość (przesuwa, ustawia trupy i rannych, by lepiej się komponowali), a nawet prowokować kolejne tragedie…
W „Wolnym strzelcu” dostało się nam wszystkim, nie tylko paparazzim i żądnym sensacji reporterom, którzy nie cofną się przed niczym, by zrobić lepszą fotkę. Dan Gilroy pokazuje to, o czym wszyscy wiedzą, ale nikt nie chce się przyznać – nie interesują nas dobre wiadomości, chcemy zobaczyć na ekranie, na zdjęciach krew, trupy, usłyszeć krzyki. Nie bez przyczyny po otwarciu jakiejkolwiek strony z wiadomościami lub podczas oglądania telewizyjnych informacji 90% z nich dotyczy nieszczęść, zabójstw i katastrof… To się po prostu najlepiej sprzedaje, jest na to popyt. Czy wszystkie są kręcone w takich okolicznościach, jak w „Wolnym strzelcu”? Pewnie nie wszystkie, ale część raczej tak – informacje są powielane, koloryzowane, przekręcane, częściowo materiały się ustawia, by lepiej wypadły na ekranie (chociażby słynne zdjęcie Kevina Cartera z sępem czekającym na śmierć umierającego z głodu dziecka – reporter siedział i czekał, aż ptaszysko ustawi się w najlepszym miejscu, jak na złość nie chciało rozłożyć skrzydeł; Carter siedział potem podobno i płakał, ale dziewczynce jakoś nie pomógł…). Gilroy mocno uderza w dziennikarską etykę i pseudorzetelność, uderza też w oczekujących z wypiekami na twarzy na materiały kogoś takiego jak Louis Bloom. A ten ostatni został rewelacyjnie zagrany przez Jake’a Gyllenhaala (jak mógł nie dostać nominacji do Oscara?!), wychudzonego, zaniedbanego, z zimnymi jak stal oczami. Świetna kreacja w bardzo dobrym filmie.
ASPEKTY TECHNICZNE
Większość akcji rozgrywa się w nocy toteż obraz jest ciemnawy, ale i tak w takich warunkach widoczność szczegółów jest niezła. Przydałoby się jednak większe wyostrzenie. Kolory nabierają sztucznego odcieni, bo też oświetlenie rzadko bywa naturalne. Mamy do czynienia ze światłem sączącym się z ekranu telewizora, włączonej kamery, stacyjki samochodu, ulicznych latarni czy radia CB.
Dźwięk z mocnym położeniem nacisku na dialogi, a czasem i monologi głównego bohatera, bo to ów jad sączący się z jego ust jest w filmie najważniejsze. Ale oczywiście odgłosy życia miasta, które nigdy nie śpi też są kluczowe. Kluczowe, bo to za hukiem miażdżonej blachy piskiem hamulców ściganego samochodu, odgłosem syren policyjnych radiowozów, łoskotem łopat helikoptera śpieszącego na ratunek czy hukiem strzałów podąża z kamerą nasz bohater. Porządnie rozłożono je w kanałach, tak że bez problemu mamy wrażenia bycia w środku akcji. Muzyka pulsująca, niepokojąca, dodatkowo budująca klimat.
BONUSY
Tylko zwiastuny.
Jan/veroika
|