„Wielki błękit”, jak wszystkie filmy Francuza, którym towarzyszy silny emocjonalnie przekaz, balansuje pomiędzy poetyką a dramatem. Jest to jego najbardziej osobisty film o miłości do morza ucieleśniającego skończoną wolność i tajemnicę. Cechuje go niesłychany spokój, błoga beztroska, ale też dramat związany z pasją głównego bohatera.
Dwóch przyjaciół z lat dzieciństwa, champion sportowy Enzo Molinari (Jean Reno) i fascynat morza Jacques Mayol (Jean-Marc Barr), bierze udział w zawodach sportowych w nurkowaniu bez butli tlenowej, na wstrzymanym oddechu na jak największą głębokość. Łączy ich miłość do morza. Dzieli wszystko inne. Włoch Enzo żyje z morza, Francuz Mayol żyje dla morza. Gdy drugi z nich znajduje kobietę, Amerykankę Johanę (Rosanna Arquette), nie potrafi odwzajemnić jej uczucia. Przekraczanie granic bezpieczeństwa dla obydwu może skończyć się tylko w jeden sposób. Ze strony Enzo rywalizacja podszyta jest mieszanką zazdrości, ale i podziwu oraz braterskiej miłości do Jacques’a. Mistyk Mayol najchętniej dotarłby do dna oceanu i stopił z nim w jedność.
„Wielki błękit” to film-poemat o ucieczce od rzeczywistości w świat marzeń, całkowitym oddaniu się życiowej pasji. Morze ucieleśnia czystość i jest jedynym miejscem, gdzie można się skryć przed brzydotą świata. Dla głównego bohatera zatopienie się w nim to całkowite spełnienie. Czysta filmowa poezja. Dziś takie filmy ogląda się, podziwia, ale nikt nie ma odwagi ich kręcić, może po trosze dlatego, że na swój sposób świat w nim przedstawiony jest wyidealizowany.
Besson przeplata momenty poważne komediowymi. Doskonale uzupełnia to muzyka Serry, dynamiczna dla podkreślenia momentów szybkich, poetycka dla lirycznych. Gdy słyszę jego dźwięki w filmach Bessona, wiem, że powinny być zagrane właśnie na takiej, a nie innej nucie. Piękno tego przejmującego filmu jest tak hipnotyzujące, że trudno od niego oderwać wzrok. Oczywiście „Wielki błękit” celowo jest przestylizowany, jak wszystkie filmy Bessona, ale czyż nie za to je kochamy? Poprzez stosowanie zwolnień Besson uzyskał złudny efekt zamrożenia filmowej rzeczywistości. Ciekawostką jest fakt, że specem technicznym filmu był Jacques Mayol, który zmarł w 2001 roku przez powieszenie się. Enzo Maiorca (w filmie nosi nazwisko Molinari) grany przez Jeana Reno żyje nadal. Film Bessona był ostatnim filmem amerykańskiego aktora, Paula Shenara, który słynął z ról czarnych charakterów. Tu zagrał rolę doktora Laurence'a. „Wielki błękit” we Francji w 1988 roku był numerem jeden francuskich kin, komercyjnym sukcesem i przez rok nie schodził z ekranów. I pomyśleć, że rolę Mayola miał zagrać Christopher Lambert, a po jego rezygnacji Mickey Rourke. Ponowna, już druga w Polsce, edycja filmu w cyfrowych barwach wypadła bardzo korzystnie. Na płycie dostajemy wydłużoną, 163-minutową wersję filmu.
„Wielki błękit” wchodzi w skład kolekcji filmów Luca Bessona wydanej przez Monolith Video.
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz, będący istotą tego filmu, przeniesiono na dysk bardzo dobrze. Zdarza się drobne falowanie tła, szarości w scenach kręconych nocą, ale generalnie szerokoekranowy, anamorficzny obraz, zapisany w proporcjach kinowych 2.35.1, prezentuje całą skalę barw i odcieni. Ten film fotografujący wielką przestrzeń w dużych planach stworzono dla dużego ekranu. Jego wyjątkowa uroda plastyczna i niezwykła malowniczość została znakomicie wyeksponowana. To jeden z niewielu filmów bogatych w tak cudowne sceny morskie, które z przyjemnością się kontempluje. Dzięki wysmakowanym plenerom czujemy oddech natury. Przy transferze zachowano oryginalną kolorystykę filmu, bez jego zbytniego „digitalizowania”. Nasycenie kolorów, ostrość i czystość obrazu idzie w parze z temperaturą i naturalnością barw taśmy filmowej. Cudowna, szafirowa otchłań morska jeszcze nigdy nie była na tym filmie tak przejrzysta jak teraz. Prawie w ogóle nie pojawiają się analogowe pozostałości z taśmy. Wiele scen zachowało naturalną, typową dla przeźrocza soczystość. Krótko mówiąc, „Wielki błękit” słusznie doczekał się wybornego transferu z taśmy celuloidowej na nośnik cyfrowy.
Jeśli mówi się o filmach Godfreya Reggio, ma się na myśli kompozytora Philipa Glassa. W wypadku Bessona jego filmy wiele by straciły, gdyby nie muzyka Erica Serry, która w „Wielkim błękicie” brzmi fenomenalnie, a przy tym niesłychanie poetycko. Ścieżka dźwiękowa w Dolby Digital Stereo brzmi naturalnie, choć nie ukrywam, że miks wielokanałowy bardzo by muzykę Serry uprzestrzennił, nadał jeszcze większą dynamikę. Szczególnie że jest ona niezwykle nośna i robi dla klimatu filmu bardzo wiele. Dialogi, głównie francuskie, wyraźne.
BONUSY
Kinowy zwiastun to jedyny dodatek. Reszta pewnie przepadła w głębinach.
Marcin Kaniak
Premiera DVD: 23.11.2011
|