„Live At Donigton 1990” Whitesnake to zapis koncertu sensacyjnego, owianego nieomal legendą. Nie bez znaczenia jest fakt, że jego wersji bootlegowych różnej jakości były dziesiątki.
Koncert odbył się w ramach festiwalu „Monsters Of Rock”, który od 1980 roku odbywał się w Park Donington w Wielkiej Brytanii. Miały co prawda również miejsce edycje festiwalu w Argentynie, ale ich rozmach i szum medialny nie był tak duży jak w wypadku koncertów granych na Wyspach. Gwiazdami tego festiwalu na przestrzeni lat były takie sławy, jak m.in.: Rainbow, AC/DC, Saxon, Van Halen, Ozzy Osbourne, Aerosmith, ZZ Top, Marillion, Scorpions, Def Leppard, Bon Jovi, Metallica, Scorpions, Slayer, Iron Maiden i wiele innych. Sama śmietanka ostrego grania, oczywiście ta najpopularniejsza. Kulminacyjna edycja festiwalu odbyła się w 1991 roku, kiedy to festiwal zajechał do Moskwy. Gwiazdami tamtej edycji było AC/DC, Metallica i Pantera. Według niektórych źródeł na koncert przyszło od siedmiuset tysięcy do półtora miliona widzów. W Polsce festiwal gościł podobny skład w sierpniu 1991 roku w czasie koncertu na stadionie w Chorzowie.
Tyle jeśli chodzi o rys historyczny.
Koncert Whitesnake zagrany na festiwalu Donington w 1990 roku to zapis historycznej chwili dla zespołu, którego ówczesny skład według wielu był składem najlepszym.
Grupa była świeżo po premierze albumu „Slip Of The Tongue”, który niestety nie okazał się pozycją tak przebojową jak album „Whitesnake” z 1987 roku. Ten z kolei okrył się platyną i sprzedał w samych Stanach Zjednoczonych w ilości ponad 8 milionów kopii. Dziś, w czasach piractwa internetowego, wynik nieosiągalny. Zajął drugie miejsce na liście Billboardu.
Po albumie „Slip Of The Tongue” Whitesnake zakończył działalność i powrócił dopiero albumem „Restless Heart” w 1997 roku.
W zespole w 1990 roku były same indywidualności jak Steve Vai, wirtuoz gitary, który po odejściu z Whitesnake rozpoczął udaną karierę solową. Niemniej ten skład okazał się najbardziej optymalny. Tamtego wieczoru Whitesnake zagrał jako gwiazda festiwalu przed siedemdziesięciotysięczną publicznością, grając po takich zespołach jak Poison, Thunder czy Aerosmith.
Park Donington był nabity dosłownie po horyzont. Jak przystało na gwiazdę, zespół zagrał 106-minutowy koncert wypełniony samymi największymi przebojami (był on częścią trasy „Liquor & Poker World Tour”).
Tego wieczora można było usłyszeć: „Slip Of The Tongue”, „Slide It In”, „Judgement Day”, „Slow An' Easy”, „Kitten’s Got Claws”, „Adagio For Strato”, „Flying Dutchman Boogie”, „Is This Love”, „Cheap An’ Nasty”, „Crying In The Rain”, „Fool For Your Loving”, „For The Love Of God”, „The Audience Is Listening”, „Here I Go Again”, „Bad Boys”, „Ain’t No Love In The Heart Of The City” i zamykający show „Still Of The Night”, w którym Vandenberg niczym Page gra smyczkiem na gitarze. Dzięki temu przez chwilę duch Zeppelina uniósł się nad Donington.
Koncert jest zapisem tamtych czasów. Muzycy w obcisłych, lateksowych spodniach, skąpych podkoszulkach, obwieszeni męską (?) biżuterią, wisiorkami, łańcuszkami bardziej przypominają wypomadowane i ufryzowane kobiety niż samców. Tak też się ruszają. Coverdale wygląda jak blondyna z trwałą. Co chwilę mizdrzy się do kamer, ale gdy śpiewa, można wybaczyć mu wszystko. Całe szczęście muzycy oprócz przeczesywania włosów znajdują czas na porządne łojenie w każdym kawałku. Wyciskają ze swoich instrumentów wszystko co się da. Najpiękniejszy moment to wtedy, gdy zespół gra „Ain’t No Love In The Heart Of The City”, a cała publiczność zgromadzona na koncercie śpiewa z nim. Piękny moment. Oczywiście jest miejsce na solo gitarowe Vandenberga i Vaia oraz perkusyjne Tommy’ego Aldridge’a. Solówki Vaia są grane z odpowiednim natężeniem emocjonalnym. Co zrozumiałe, gra bardzo widowiskowo. Coverdale, będący wówczas u szczytu kariery, tym występem pokazał, że jego własny zespół ma w repertuarze same przeboje i dlatego nie musi się posiłkować kompozycjami, które nagrał podczas praktykowania z Deep Purple.
Podsumowując, „Live At Donington” to pozycja obowiązkowa dla wiernego fana hard 'n heavy i klasycznego hard rocka. Esencja Whitesnake ukazująca zespół u szczytu kariery.
Jedyne, co razi w tym koncercie, to bardzo archaiczna realizacja. Kamery ustawione na statywach, a nie jak teraz wysięgnikach, pokazują koncert bardzo statycznie, od strony wizualnej jest wręcz martwy. Szkoda, że nie sfilmowane go na taśmie filmowej, tylko z użyciem techniki wideo. Okazała się tańsza i gorsza, czego rezultatem bardzo kiepski obraz.
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz w formacie telewizyjnym wygląda koszmarnie. Ostrość jest rozmazana, kontury niemiłosiernie poszarpane, pełno schodkujących linii ukośnych. Tak to jest, gdy zamiast poczciwej taśmy filmowej używa się do rejestracji jakiegoś badziewia.
Zastanawia, czy obraz poddano w ogóle jakiejś obróbce, bo wygląda, jakby był żywcem zgrany z kasety VHS. Raz jest za ciemny, z widocznym efektem halo, przeostrzeniami, kolorami przesadnie przesyconymi, wylewającymi się poza rozmyte kontury, a kiedy indziej zbyt bladymi. W zbliżeniach postacie rozmywają się, głównie te filmowane z daleka. Całości dopełnia kiepski kontrast, z zerową widocznością detali w ciemnych i jasnych miejscach. Są momenty, w których przesadzono z kontrastem, do tego stopnia, że postacie odcinają się od tła.
Zdecydowanie lepiej prezentuje się ścieżka dźwiękowa w Dolby Digital 5.1. Aż dziw bierze, że dźwięk brzmi tak dobrze, o niebo lepiej niż obraz. Czasem mam wrażenie, jakby grupa grała z playbacku (ależ bluźnierstwo, brrrr). Niemniej nie mam wątpliwości, że ścieżka brzmi bardzo dynamicznie. Gitary, bas, bębny i wokal Coverdale’a zostały zmiksowane rasowo, odpowiednio ostro z naciskiem na gitary. Dynamika nagrania bardzo heavy. Wokal Davida przednio wkomponowany w całość. Całość brzmi jak nagrania koncertowe o mocnej barwie. Świetnie brzmi publiczność śpiewająca wspólnie z zespołem w kanałach surround. Przednia scena dźwiękowa brzmi jędrnie i jedynie na końcu koncertu pojawiają się drobne zakłócenia. Reszta jest bez zarzutu.
BONUSY
Na płycie DVD oprócz galerii zdjęć („Slide Show”) znajdziemy 20-minutowy materiał „The Making Of Slip Of The Tongue” z nagrywania albumu oraz migawki z kręcenia teledysków.
Wersja specjalna „Live At Donington 1990” mieści dodatkowe dwie płyty CD z zapisem audio z koncertu.
Marcin Kaniak
|