Ameryka, XIX wiek. Liz wraz z mężem, córką i pasierbem należy do niewielkiej społeczności holenderskich osadników. Pewnego dnia w miasteczku zjawia się nowy pastor – zwolennik surowego karania za grzechy i występki, który daje sobie prawo do bycia narzędziem boskiej sprawiedliwości. Jak się okazuje pastor i Liz dzielą pewne tajemnice sprzed lat.
Bezmiarem okrucieństwa i rozmiarami jednostkowego zła jakie może pomieścić człowiek, „Wendeta” przypomina „Funny Games”. Podobnie jak tam mamy do czynienia z czystym złem, którego nie sposób pojąć, z aktami przemocy, które wydają się niemożliwe do pojęcia, a jednak się dzieją. ‘Wendeta” to podróż do korzeni zła, a przewodniczką tej podróży jest Liz. Im więcej wiemy o bohaterce i jej życiu i poznajemy jej relacje z wielebnym, tym bardziej rozumiemy irracjonalną zdawałoby się niechęć bohaterki i jej lęk. W miarę rozwoju akcji zagłębiamy się w psychikę jej kata (granego rewelacyjnie prze Guya Pearce’a), w jego mroczną, podszytą religijną motywacją obsesję i płynącą ze źle pojętej pobożności ogromną, seksualną frustrację. Pokrętne tłumaczenie psychopaty zasadza się na tym, że skoro pożądanie nie zostało zaspokojone w sposób przykazany przez religię, można go zaspakajać w najbardziej wyuzdany sposób, a łamanie zakazów i największych tabu staje się wobec tego usprawiedliwione. Miłość cielesna staje się destrukcyjną siłą, obsesją, przed którą ofiara nie ma ucieczki – nie ważne jak bardzo się zmieni swoją tożsamość. To co się przydarza Liz odkrywa się przed nami w rytmie niespiesznej opowieści, w której zwykłą codzienność przerywają akty przemocy, a spokojne życie wydaje się jedynie iluzją. Niewiele słów pada w filmie (Liz jest niema), a jeśli już, to niosą w sobie wiele treści. Emocje odczytuje się z twarzy: Liz, jej matki, czy osób, które napotyka na swej drodze. Obraz Dzikiego Zachodu wyłaniający się z filmu to oazą wszelkiego rodzaju nieprawości i okrucieństwa. Oczami Liz oglądamy kaleczonych, poddawanych przemocy fizycznej i psychicznej oraz zabijanych na różne sposoby: wybebesza im się wnętrzności, podrzyna gardła, wiesza i pali. Nic dziwnego, że powstał obraz wstrząsający, trzymający w napięciu i szarpiący nerwy, na pewno nie dla widzów wrażliwych na przemoc, ale i nie dla tych, którzy chcą szybko łatwego i sprawiedliwego zakończenia. Życie nie jest takie proste… I nie było wtedy.
ASPEKTY TECHNICZNE
W obrazie przeważają monochromatyczne barwy Ziemi: szarości, brązy, zielenie. Koloryt jest naturalny, naftowe oświetlenie zmiękcza kontury przedmiotów, podobnie jak rozproszone światło dnia.
Dźwięk naturalny, z mocniejszymi akcentami akcyjnymi: strzały, roztrzaskiwanie mebli, kroki czy pożary mają swoją dynamikę.
BONUSY
Wydanie typu booklet.
veroika
|