10 lat po apokalipsie, która zabija większość ludzi. Zabiła, ale nie końca do końca. Duchy pojawiają się w świecie żywych codziennie na kilka sekund, w tych samych sekwencjach i wykonując te same czynności, po czym rozwiewają się jak obłoki pary. Tysiące innych duchów egzystują w zakażonej strefie wielkiego, niszczejącego miasta, gdzie snują się po ulicach, by po chwili rozpłynąć w mroku. W ten sposób żywi i martwi koegzystują ze sobą, choć porozumieć się nie mogą. Jednak Roni (Bella Thorne) otrzymuje zatrważającą wiadomość zza grobu. Łącząc siły z Kirkiem (Richard Harmon), tajemniczym kolegą z klasy, Roni schodzi do świata cieni, gdzie zacierają się granice między żywymi a umarłymi, i rozpoczyna desperacki wyścig z czasem, aby zatrzymać przebiegłego mordercę.
Bardzo ciekawie wypada ta wizja świata przedstawiona w filmie Scotta Speera, będącego połączeniem thrillera i kina postapokaliptycznego. Jego akcja rozgrywa się w dziwnie onirycznym świecie, w którym nikogo nie dziwi obecność duchów, traktowanych trochę jak zjawiska pogodowe np. wyładowanie atmosferyczne. Nie wiadomo dlaczego duchy zatrzymują się w takich, a nie innych scenach ze swego życia , ale ich uporczywe trwanie w tym świecie, ale bez możliwości komunikacji z żyjącymi jest świetnym pomysłem! Gdy więc duch młodego mężczyzny pojawiając się niespodziewanie w łazience Roni, pisze na lustrze wiadomość, to przełamanie tego schematu funkcjonowania duchów wydaje się tym bardziej przerażające. Intryga filmu wydaje się pod koniec filmu nieco naciągnięta, ale i tak przebieg śledztwa mającego na celu wyjaśnienie tajemnicy pojawienia się dziwnego ducha jak i związanych z nim podejrzanych śmierci nastolatek urodzonych w tym samym dniu do Roni jest całkiem intrygujący. Dobrym zabiegiem było uczynienie bohaterami dwójki szkolnych outsiderów: Roni i Kirk obdarzeni specyficznymi warunkami fizycznymi – obydwoje mroczni i niezbyt atrakcyjni – zachowują się równie mało standardowo jak na filmy o nastolatkach, nawet tych zbuntowanych!
veroika |