Akcja filmu toczy się w owych odległych czasach, kiedy nie było Facebooka i Pudelka, a na gołe baby można było popatrzeć na kasecie VHS albo w odpowiedniej gazetce… Wówczas to dwaj wiecznie zjarani niespełnieni geniusze wpadli na pomysł założenia płatnej strony internetowej (sieć dopiero zaczynała się rozwijać), na której będzie można zobaczyć gołe panienki i filmiki erotyczne. Obmyślili wszystko, zrobili biznesplan i zaproponowali współpracę dysponującemu pewną gotówką Jackowi Harrisowi. Jack był człowiekiem uczciwym, żonatym, dzieciatym, szczęśliwym. Do czasu, gdy zgodził się na dołączenie do projektu Wayne’a i Bucka. Panowie szybko odkryli, że rzeczywiście kasa płynie do nich strumieniem i mogą przebierać w panienkach, ale ich sukces zainteresował przestępczy światek – muszą iść na różne układy, płacić haracz, mogą nawet stracić coś więcej niż pieniądze…
Scenariusz oparto na prawdziwej historii Christophera Malicka, który do dziś para się podobnym biznesem. Problem w tym, że został również producentem filmu i wiele wątków z tej okazji złagodzono. Główni bohaterowie zostali więc przedstawieni jako sympatyczni faceci lubiący kasę i panienki, którzy wplątali się w intrygi większego niż myśleli formatu. Mnie jednak ich przygody jakoś nie śmieszyły (a film generalnie pomyślany jest jako komedia) – było, nie było, to tacy jak oni przyczynili się do rozkwitu – legalnego i nielegalnego – rynku pornografii, handlu żywym towarem itp.
Mimo doborowej obsady i sporych pieniędzy przeznaczonych na kostiumy i scenografię, paru scen akcji i masy gołych panienek „W nurcie życia” ma jedną istotną wadę, która pogrzebała jego szansę na sukces: film jest przegadany, wręcz przeładowany dialogami. Z których wynika niewiele ponad banalne stwierdzenie, że nie da się pracować w szemranym interesie i nie umoczyć się w bagnie…
Jan
|