Gdy przyszłość ludzkości staje pod znakiem zapytania, naukowcy odkrywają pewną odległą planetę jako potencjalne miejsce do skolonizowania. Problem w tym, że dotarcie do niej zajmie 86lat. Jedynym sposobem na powodzenie tej wielopokoleniowej wyprawy jest wysłanie genialnych młodych kadetów, aby ich potomkowie mogli tworzyć nowy wspaniały świat. Sprawy się komplikują, gdy pasażerowie odkrywają mroczne sekrety ich misji. Paranoja i strach potęgują chaos na statku, a astronauci nie wiedzą, gdzie leży prawda ani komu można zaufać.
„Voyares” garściami czerpie z kina i literatury… z „Władcy much”, „Niebiańskiej plaży’ a warstwie wizualnej na pewno do „Odysei kosmicznej 2001” oraz „Obcego”. Największy nacisk fabuła kładzie na pokazaniu mechanizmu manipulacji i zachowaniach grupowych. To wręcz podręcznikowy przykład koncepcji kozła ofiarnego i zarządzania przez strach. Nic tak bowiem nie jednoczy jak wspólny wróg, nawet ten wyimaginowany, a przecież nikt nie chce być po drugiej stronie barykady… po stronie słabych, więc łatwiej pójść za grupą niż się zbuntować i zostać kolejnym wrogiem obwołanym przez szaleńca. Dość to wszystko szyte grubymi nićmi, acz patrząc z drugiej strony na to co jest „lekturami” części dzisiejszej młodzieży wychowanej na mało subtelnych narracjach tik-tokowych, może trzeba użyć ich dość prostego języka do zakomunikowania tych jakże oczywistych już dla nas zachowań. Bo to, co pokazano w filmie odnosi się do wszystkich społeczności i nie trzeba zamknąć się na statku kosmicznym, by agresji wynikającej z tych mechanizmów doświadczyć.
Film wprawdzie dobrze się zaczyna, ale potem zmierza już w stronę nieco banalnych rozwiązań. Faktem też jest, że jest raczej adresowany do młodszych widzów, nie do doświadczonych filmowych wyjadaczy. Mnie osobiście jednak jakoś wciągnął, może dzięki sentymentalnym odniesieniom do ulubionej niegdyś lektury. Poza tym mile oglądało się młodziutką Lily-Rose Depp, która odziedziczyła najlepsze cechy swoich rodziców.
PS. Jakże znamienne jest, że jako szefa ekspedycji wybiera sie w końcu kobietę... Pozró do idelanego czasu neolitu? Bez wojen i zabijania? To tak na marginesie...
|