Obdarzony życiowym pechem nałogowy hazardzista Gerry (Ben Mendelsohn) w obliczu finansowych tarapatów łączy siły z młodszym od siebie charyzmatycznym pokerzystą Curtisem (Ryan Reynolds). Wspólnie wyruszają w podróż z Iowa do Nowego Orleanu, by rzucić wyzwanie szczęściu i sprawić, że fortuna w końcu się do nich uśmiechnie.
Był kiedyś znakomity film o hazardziście na podstawie powieści Fiodora Dostojewskiego „Gracz”. I choć bohater tamtego żył w XIX wieku, nosił frak, mówił po rosyjsku i grał w ruletkę, to właściwie uczucie towarzyszące oglądaniu tych filmów jest takie samo. A jest ono dosyć przerażające i mocno dołujące. Oglądamy bowiem ludzi uzależnionych od hazardu, którzy niczym się nie różnią od ćpunów i pijaków, oglądamy ten sam obłęd w oczach na widok „używki”, ten sam mechanizm napędzania się. W przypadku hazardzistów dochodzi jeszcze element wiary w to co za chwilę ma się wydarzyć przy stoliku: teraz się odkuję, jeszcze tylko jedna karta, jeszcze jedno rozdanie, teraz na pewno wypadnie… i tak w nieskończoność. Prawdę mówiąc dla mnie osobiście przymus patrzenia na dorosłego człowieka, który nie potrafi powiedzieć „nie” jest co najmniej bolesny. Równie nieprzyjemny jak nieprzyjemna woń, która unosi się w „Urodzonych zwycięzcach” w powietrzu. Woń przegranej – życia, rodziny, przyjaciół, przyszłości…i siebie. Bo dla uzależnionego od gry hazardzisty nie ma świętości: nie zawaha się okraść bliskich, skłamać po raz następny i wykorzystać gdy trzeba ukochaną osobę. Te zmysłowe wręcz odczucia wstrętu jaki odczuwa się w trakcie filmu dowodzą tylko faktu, że udało się reżyserowi stworzyć sugestywny obraz stanu ducha hazardzisty, którym nigdy nikt przy zdrowych zmysłach wolałby nie zostać. Nie udałby się ten zabieg gdyby nie bardzo przekonująca kreacja Ben Mendelsohna w roli Gerry’ego. Gra bohatera coraz bardziej oddalającego się od rzeczywistości, który jest w stanie przegapić nawet obietnicę miłości i związku, która jest dosłownie na wyciągnięcie ręki. Partneruje mu Ryan Reynolds też w całkiem niezłej i niejednoznacznej roli hazardzisty, który przynajmniej jest wstanie grać z nałogiem w „szukać”. Jedyne czego w filmie zabrakło to nerw i napięcie w sekwencjach rozgrywek. Rekompensują ten brak bardzo dobre zdjęcia Ameryki i tej prowincjonalnej i małomiasteczkowej. Film nie jest łatwą rozrywką, ale za to daje do myślenia.
ASPEKTY TECHNICZNE
Ciekawa ścieżka dźwiękowa towarzyszy fabule filmu, sporo w niej lokalnych rytmów prowincjonalnej Ameryki: bluesa, jazzu i country. W tle intensywny gwar gości w kasynie czy knajpach.
Kolorystycznie dosyć skromnie, a raczej naturalnie. Naprawdę kolorowe są tylko barwne neony oświetlające nocne ulice. W zbliżeniach widać obręcze żetonów, pot na nosie, czy zmarszczki w kącikach oczu.
BONUSY
Zwiastuny.
Veroika
|