Doc to przestępca w starym stylu, wiadomo, że ma swój kodeks honorowy, że zachowa się tak, jak trzeba. Jeśli jednak będzie miał zdecydować: lojalność wobec starego kumpla czy lojalność wobec zleceniodawcy…? Doc odbiera sprzed więzienia swego druha i dawnego wspólnika, Vala. Val przesiedział 28 lat, teraz chce się zabawić, posmakować życia. Wspólnie jadą po Hirscha, kiedyś stanowili nieodłączne trio, dla którego nie było rzeczy niemożliwych. I zaczyna się szalony wieczór: włamanie do apteki (w pewnym wieku potrzebna jest viagra, aby słowo „twardziel” nabrało pełnego sensu…), odwiedziny w burdelu, kradzież samochodu, wizyta w barze, starcie z młodymi gangsterami (i upokorzenie ich). Ale Doc tylko udaje, że dobrze się bawi – boss miejscowej mafii, Claphands, zlecił mu zabicie Vala, którego obwinia, nie do końca słusznie, o śmierć swego syna…
To jakby podzwonne dla bohaterów „Chłopców z ferajny”, „Dawno temu w Ameryce” i gangsterów z podobnych produkcji tego typu. Tacy bohaterowie – i grający ich wyraźnie już podstarzali aktorzy – odchodzą powoli w przeszłość… Ale raz jeszcze pokazali klasę: „Twardzieli” ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Film ma solidny scenariusz, pełen zabawnych dialogów, zachwycają soczyste postacie, z wielkim kunsztem odegrane przez wybitnych aktorów starszego pokolenia, jest w nim i napięcie, i miejsce na jego rozładowanie (Val grany przez Ala Pacino przedawkowujący viagrę). Trzej starsi panowie z iskrą w oku mają dla mnie o wiele większą siłę wyrazu niż ich szybcy i wściekli młodzi koledzy z seryjnie kręconych według jednej sztancy obrazów gangsterskich.
Jan |