Najpierw na ten temat została napisana sztuka sceniczna, a teraz powstał film, który rozbił bank z nagrodami Australijskiego Instytutu Filmowego (w sumie 11 statuetek), dostawał też nagrody i wyróżnienia na festiwalach od Palm Springs i Denver po Hamburg i Bombaj. Dlaczego? Po pierwsze jest bezpretensjonalny. Po drugie – dobrze zagrany i zaśpiewany. Po trzecie – modny (muzyka i śpiew, problemy rasizmu, mniejszości etniczne). Po czwarte – bardzo amerykański (typowy przykład opowieści o karierze „od pucybuta do milionera”, poza tym akcję można by bez praktycznie żadnych zmian w scenariuszu przenieść na południe USA). To wszystko plus sympatyczne i piękne bohaterki, wpadająca w ucho muzyka i lekki klimat zadecydowały o sukcesie. Można oczywiście marudzić, że Australijczycy kopiują Amerykanów, że nie dodają nic od siebie, że pod publiczkę, że momentami łzawo i patetycznie (atak na bazę w Wietnamie) – można też jednak po prostu dobrze się bawić, bo zwyczajnie jest przy czym.
W 1968 roku cztery aborygeńskie dziewczyny, Cynthia, Gail, Julie i Kay, zamarzyły o karierze scenicznej. Na swe szczęście spotkały łowcę talentów Dave’a Lovelace’a, wielkiego fana muzyki (choć znał się na niej, hmmm, mizernie) i po prostu dobrego człowieka, który postanowił zrobić z nich gwiazdy – australijską odpowiedź na grupę The Supremes. Pierwszą trasę koncertową wybrał nieco dziwaczną – oto dziewczyny mają wyruszyć do Wietnamu, by śpiewać dla stacjonujących tam amerykańskich żołnierzy! Taką oto historię oglądamy na ekranie. Wydaje się absurdalna, ale w dużej mierze jest prawdziwa (tak naprawdę w zespole były trzy, a nie cztery dziewczyny, a menadżer Dave to wymysł scenarzystów).
ASPEKTY TECHNICZNE
Ostrość nie jest doskonała, a i kontrast nie jest zbyt głęboki, ale też nie ma tu wielu zbliżeń i bardzo wycyzelowanych kadrów. Kolory przepiękne, jasne i bardzo żywe. Na początku są to barwy natury: żółte pola rzepaku czy sady pomarańczowe. Potem barwne są głównie sceniczne sukienki dziewcząt: fioletowe, żółte czy pomarańczowe. Wietnam obfituje zresztą w żywe barwy tez na ulicach i podczas przemierzania egzotycznie zielonych przestrzeni. Nieco szumi tło.
Dźwięk to głównie piosenki „The Sapphires”, brzmiące przestrzennie w pięknym, soczystym wokalem Jessiki Mauboy w roli Julie brzmiące na tle przestrzennie „zaznaczonego” aplauzu publiczności. Odgłosy życia codziennego, zwłaszcza te australijskie wypełniają, acz dyskretnie tyły. Mniej dyskretne, bo już mocno wojenne są odgłosy Wietnamu: wybuchające pociski kiedy dziewczyny jadą ciężarówką czy apogeum takich odgłosów scena bombardowania podczas koncertu, w której kanonada karabinów maszynowych rywalizuje z basami spadających na obóz bomb.
BONUSY
Zwiastuny. |