THE DOORS: WHEN YOU’RE STRANGE

Nasza ocena:5Nośnik:DVD
Tytuł polski:The Doors: When You’re Strange
Tytuł oryginalny:The Doors: When You’re Strange
Gatunek:dokument
Kraj produkcji:USA
Rok produkcji:2009
Czas trwania:81 min
Kategoria wiekowa:12 lat
Reżyseria:Tom DiCillo
Obsada:Johnny Depp (narrator)
Dystrybucja:Best Film
Medal:złoty
Opis
Kiedy mając naście lat, nieopatrznie przyznałam się do tego, iż nie znam The Doors, dotknął mnie niemal towarzyski ostracyzm. Gdy szybko nadrobiłam tę zaległość, przekonałam się, co zebrani mieli na myśli… no i oczywiście dołączyłam do grona fanów. Wypada mi tylko żałować, iż Tom DiCillo zrobił swój film dopiero teraz, bo to, co i w jaki sposób proponuje, jest wiedzą o The Doors podaną w sposób niemalże idealny.
Galeria

Bez wątpienia DiCillo udało się dotknąć fenomenu zespołu, a jego fabularyzowany dokument, pozbawiony czołobitności, a momentami drastycznie szczery, jest zarówno poetycką opowieścią o sile tworzenia muzyki będącej manifestem wolności, dramatycznym obrazem autodestrukcji i staczania się Jima Morrisona po równi pochyłej, jak i próbą odpowiedzi na pytanie, czemu Doorsi wciąż uwodzą nowe pokolenia fanów.

Ten film nie jest więc surfingiem po biografii wokalisty i zespołu, ale odkrywaniem owej tajemnicy popularności, czemu pomaga bardzo specyficzna narracja. „The Doors…” zaczyna się od chwili, w której... wszystko się skończyło. Głos spikera radiowego oznajmia, że w pokoju paryskiego hotelu znaleziono ciało Jima Morrisona, który zmarł na atak serca (przynajmniej tak brzmi oficjalna wersja). Wtedy czas się cofa, a my obserwujemy rodzenie się legendy od jej zarania, czyli od spotkania czterech chłopaków, z których tylko dwóch miało pojęcie o muzyce. Grający na gitarze Robbie miał tylko pół roku doświadczenia, a Jim nigdy nie śpiewał i nie potrafił czytać nut. W niczym to jednak nie przeszkodziło.

DiCillo bezbłędnie punktuje te momenty w karierze zespołu, dzięki którym narodziła się legenda, jak choćby podczas występu zespołu w Ed Sullivan Show, kiedy prowadzący zakazał użycia w tekście piosenki „Light My Fire” słowa higher, kojarzącego się z narkotykami. Jim zgodził się, po czym będąc na wizji wykrzyczał to wprost do kamery. Jeszcze wcześniej wyśpiewał w „The End” słynną kwestię „Mother. Yes son? I want... to fuck you”, co poskutkowało zerwaniem z zespołem kontraktu na występy w klubie Whisky a Go-Go. Choćby po tych ekscesach widać, że The Doors wpisywali się idealnie w filozofię zbuntowanego pokolenia lat 60. Fakt, że zabrakło ich na Woodstock (zespół czekał na apelację od wyroku skazującego Jima na 4 miesiące robót), w niczym tego nie umniejsza.

Na odkrywanie tajemnicy fenomenu grupy naprowadzają mocno tkwiące w klimacie epoki dzieci kwiatów i ich rozczarowania kondycją świata wyjątki z wywiadów z członkami zespołu, fragmenty listów (jak ten od ojca Jima do syna), wiersze Morrisona, wspomnienia świadków, relacje prasowe, a przede wszystkim zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia: zarówno te publikowane, jak i te nieznane (np. z dzieciństwa Jima i prywatne Raya Manzarka z jego azjatycką dziewczyną). Sporo amatorskiego materiału filmowego, fragmenty nagrań, reportaży z koncertów i studyjnych wywiadów daje pojęcie o elektryzującym klimacie, jaki tworzyli muzycy wokół i między sobą. Smaczkiem są nagrania z krucjaty przeciwko The Doors, jaka rozpętała się po tym, jak Morrison obnażył się (choć właściwie nie utrwalono tego na zdjęciach) podczas koncertu w Miami.

Dobór materiału graficznego i muzycznego (bo przecież każda płyta była inna) odzwierciedla ewolucję członków zespołu, jak i zachodzący w ciągu lat ich funkcjonowania powolny rozkład ich przyjaźni, a co za tym idzie zbliżanie się nieuchronnego końca, który nastąpiłby, nawet gdyby Jim nie umarł w symbolicznym wieku 27 lat (mając tyle lat zmarli Janis Joplin i Jimi Hendrix).

ASPEKTY TECHNICZNE

Muzyka The Doors zyskała głębszy oddech. Jej zapis uprzestrzenniono i bez trudu można wyłowić w kanałach dźwięki poszczególnych instrumentów: hiszpańsko brzmiącą gitarę Robbie'ego Kriegera, rytmiczną perkusję Johna Densmore’a, basowe organy Raya Manzarka. Z wyczuciem użyto Dolby Digital 5.1, by archiwalnym ujęciom z koncertów i studia nagraniowego nadać odpowiedni power. Dochodzący z frontów wokal Morrisona zyskał jeszcze cieplejsze i głębsze brzmienie. Warto dwukrotnie obejrzeć film, choćby ze względu na osoby świetnych narratorów – w wersji angielskiej Johnny'ego Deppa, a w wersji polskiej wcale nie gorszego Michała Skolimowskiego.

Zgodnie z zamierzeniami (jak przypuszczamy) nie starano się, by podrasować i oczyścić materiał filmowy, który miał oddawać atmosferę tych czasów i medialny szum wokół zespołu. Archiwalnych zdjęć i filmików nie wygładzano: są upstrzone śmieciami analogowymi, wśród których najbardziej uciążliwe są rysy i kropy. Obraz (wyłączając zdjęcia czarno-białe) ma specyficzny, czerwonawy koloryt charakterystyczny dla taśm z lat 60. Nawet ujęcia fabularne są mocno stylizowane i zrobione na modłę tamtych czasów. 

BONUSY

Jest niedługi, ale bardzo wartościowy dokument „Wspomnienie o Jimie Morrisonie” będący zapisem wywiadów z sędziwym ojcem Jima Morrisona, emerytowanym admirałem, oraz młodszą siostrą Jima, która wspomina, że nie wróżyła bratu takiej medialnej przyszłości i była przekonana, iż zostanie biednym beatnikiem. W pamięci ojca, który przeżył syna o 37 lat, jawi się on jako mądry, kreatywny, ale pozbawiony talentów wokalnych pożeracz książek. Przyznaje, że nie słuchał muzyki The Doors, ograniczając się do czytania o zespole w prasie. Opowiada też o greckim napisie, który oznacza „wierny sobie”, wyrytym na nagrobku pochowanego na paryskim Père-Lachaise Jima.

veroika

Zobacz również








Dodaj swoją opinię
Ocena
Ocena 0.00 (0 głosów)
Podpis:
Nasze oceny
Film:5
Obraz:3
Dźwięk:5
Bonusy:2
Stopka techniczna
Obraz::kolor, 1.85, 16:9
Dźwięk::Dolby Digital 5.1
Ścieżki dźwiękowe::polska (lektor), angielska
Napisy::PL
Płyta::2-warstwowa
Liczba scen::12
Bonusy::dokument
Newsletter - przyłącz się!
Bądź na bieżąco, podaj swój e-mail, odbieraj newsy i korzystaj z promocji.
  Wybierz najbardziej interesujący dział, 
  a następnie kliknij Zapisz się.