Akcja „Szeptów” rozgrywa się w pierwszej połowie XX wieku, niemal w całości w internacie dla chłopców z bogatych rodzin, starym, klimatycznym gmaszysku w typowo angielskim stylu. Tam to pewnego dnia ginie jeden z uczniów, Walter. Sprawa jest na tyle zawikłana i tajemnicza – chłopcy opowiadają o krążącym po korytarzach duchu, który na nich czyha – że na pomoc wezwana zostaje Florence Cathcart, zawodowo zajmująca się demaskowaniem mediów-oszustów, domorosłych proroków i wyjaśnianiem zagadek związanych, po pierwszy rzut oka, z czystą metafizyką. Florence, która w duchy i diabły nie wierzy, w mig znajduje racjonalne wyjaśnienia, tym razem jednak czuje, że w grę mogą naprawdę wchodzić siły nie z tego świata…
Choć film ma klimat gotyckiego horroru, stary dom straszy, a duch przemyka po schodach, to więcej jest w nim psychologii niż autentycznej grozy. Starcie mędrca szkiełka i oka (Florence używa najnowocześniejszych metod detektywistycznych) z mistyką zapowiada się efektownie, ale ów mędrzec tak naprawdę, z uporem odmawiając istnienia duchom, rozpaczliwie chce, by istniały, co ma swe wyjaśnienie w osobistych traumach z przeszłości. Duchy są tutaj groźne, ale nie przerażające, ludzka samotność natomiast przeraża jak najbardziej… To nie jest film dla miłośników gore czy mdławych obrazków o nastoletnich zakochanych wampirach, to dzieło dla widzów, którzy lubią wolno narastający nastrój osaczenia, mroczny klimat i… wnikliwe zaglądanie w zranione ludzkie dusze. Bo to nie duchy, a dusze są w „Szeptach” najważniejsze. Interesująca, skromna w sumie, pięknie sfotografowana opowieść, której słabością jest chyba tylko potraktowane trochę po macoszemu zakończenie.
Jan
|